Nadciąga burza.
W Paryżu najlepsze kasztany są na placu Pigalle. Kim jest Zuzanna?
Gdzie jest słonko kiedy śpi?
Czy wilk zawsze bywa zły?
Po co policji promienie Tesli do zmiany DNA?
Oława. Obława.
Co tam się stało?
Podążaj za białymi myszkami.
#Q
A jakby ktoś miał ochotę rzucić na kawę, to zapraszam na https://buycoffee.to/kotekmruczek
Materiały dodatkowe:
Donald Trump o „ciszy przed burzą” https://sprawdzam.studio/link/qanon-trump
Tłumaczenie znaczenia postów QAnon https://sprawdzam.studio/link/qanon-howto
QAnon – badanie opinii publicznej https://sprawdzam.studio/link/qanon-opinia-publiczna
Analiza kodów QAnona https://sprawdzam.studio/link/qanon-drops
Trzy słowa o pozwoleniu/przepustce Q https://sprawdzam.studio/link/qanon-clearance
Portal postów o QAnon https://sprawdzam.studio/link/qanon-alerts
Transkrypcja
Nadciąga burza. Donald Trump we współpracy z FBI pracuje nad aresztowaniem Hillary Clinton, Baracka Obamy i innych reprezentantów deep state, niszczących nasz kraj. Zapieczętowane akty oskarżenia są już w sądach, a aresztowania, po których nastąpią procesy wojskowe, nadejdą lada dzień. Niech bóg błogosławi patriotom.
QAnon. Jeśli nie zdarzyło ci się jeszcze spotkać z tym pojęciem, oj zazdroszczę ci szczęścia. Dziś jednak zabiorę cię w podróż od niewinnego żartu po szturm na kapitol i dalej, gdzie rozsądek nie sięga.
Rzadko kiedy mam okazję usłyszeć o całkiem świeżej teorii spiskowej. Większość mi znanych to pochodzące z czasów krótko po drugiej wojnie światowej historie zebrane w produkty książkopodobne przez raptem kilka osób na krzyż, a potem tłumaczone na inne języki, by ostatecznie zostać zreplikowane jako folklor serialu Z archiwum X.
Tym bardziej ilekroć widzę na horyzoncie nową próbę zakrzywienia rzeczywistości i znajduję w niej coś unikalnego, serce niezdrowo mi przyspiesza i daję się porwać historii.
Podczas kampanii prezydenckiej w stanach zjednoczonych w 2016 roku, w politycznej debacie prowadzonej na różnych portalach, pojawia się odmieniane przez wszystkie przypadki słowo anon. Skrót od anonymous, zbiorczego pojęcia na ludzi, którzy w Internecie poruszają się anonimowo. Gdzieś się pokazuje anon z Białego Domu, który wieszczy natychmiastowe aresztowanie Hillary Clinton w przypadku jej przegranej, mamy anona z CIA, z FBI, każdy oczywiście ma dostęp do wyjątkowych sekretów, które w ramach kampanii prezydenckiej bardzo chętnie ujawnia, a amerykańscy demokraci już niedługo zostaną wysłani na reedukacyjne wczasy do guantanamo. W zalewie nowego trendu, gdzie na różnych anonimowych mediach ludzie prześcigają się w przedziwnych historiach podszytych nieweryfikowalnym autorytetem. Pośród wielu podobnych postów, na anonimowym forum obrazkowym 4chan, pojawia się postać podpisująca się jako „patriota z pozwoleniem Q”, którego jeden z pierwszych postów zacytowałem na początku odcinka. Powtarzalnym i rozpoznawalnym elementem jego postu jest określenie „cisza przed burzą” oraz wspomnienia o pozwoleniu Q. Pozwolenie Q faktycznie istnieje i pozwala wewnątrz departamentu energii na dostęp do informacji niejawnych, takich jak plany budowy broni jądrowej, jednak poza tym departamentem nie ma szczególnego zastosowania. Wokół tego pozwolenia szybko narosła legenda, że jest to glejt pozwalający jego posiadaczowi zajrzeć absolutnie wszędzie, natomiast w 2021 roku taki dokument miało ponad 92 tysiące osób. Literka Q może się wydawać enigmatyczna, natomiast pochodzi ona od skrótowca od Pre-Screening Questionnare, czyli formularz wypełniany przed przystąpieniem do pracy, szczególnie w rządowych jednostkach. W zależności od tego, jakich informacji będziemy musieli dotykać podczas pracy, w procesie rekrutacji otrzymujemy jedną z literek P, S, Q. Mimo że Q tutaj jest najwyższym dostępem, to w dalszym ciągu jest jedną z trzech podstawowych przepustek i w żaden sposób nie otwiera wszystkich drzwi, tylko co najwyżej schowki na miotły. I to wyłącznie w jednej instytucji rządowej.
Oczywiście wiedza ta nie była potrzebna tym, którzy podchwycili pewną elegancję litery Q i okrzyknęli naszego szanownego jegomościa określeniem QAnon. Tak, żeby go można było odróżnić od FBI Anona i CIA Anona. Ale jedno szczególnie go wyróżniło.
Kilka dni po tym, jak jego posty zostały zauważone na anonimowym forum, Donald Trump podczas nieoficjalnej części spotkania z przywódcami wojskowymi wspomniał „Mamy teraz ciszę przed burzą”. Zapytany co ma na myśli, rzucił enigmatycznie „przekonacie się”. Co akurat nie jest aż tak enigmatyczne jeśli wysłuchać całą wypowiedź, którą znajdziesz jak zwykle w linkach do odcinka. Prezydent Trump w międzyczasie mówi o tym, jakich mają super dowódców – w końcu był z nimi na spotkaniu – co mi się całkiem dobrze klei w prostą figurę retoryczną. W końcu kiedyś jakaś burza nadejdzie, a z tymi ziomkami jest nam niestraszna.
Ale nie kleiło się na 4chanie. Tam natychmiast powiązano słowa Trumpa ze słowami QAnona, który spośród wielu proroków natychmiast zyskał na wiarygodności. Kolejne wpisy QAnona szybko się dostosowały i stały się jeszcze bardziej tajemnicze, ale rysowały hipotezę istnienia deep state – sekretnej światowej organizacji dążącej do władzy absolutnej, która to przez amerykańskie wojsko, oraz – a jakże – administrację Trumpa jest rozpracowywana w celu ochrony wolności i patriotyzmu, a Angela Merkel jest wnuczką Adolfa Hitlera. Proste, nie?
Posty QAnona zazwyczaj przyjmują postać serii pytań, mających dać czytelnikowi wrażenie, że to on samodzielnie doszedł do odpowiedzi. Jest to wariant sokratejskiej metody prowadzenia rozmowy, z którą dziś się powszechnie możemy spotkać w biznesie. Sokrates najpierw udawał podziw dla wiedzy swojego interlokutora, a następnie serią pytań dążył do punktu, w którym rozmówca sam zacznie sobie zaprzeczać, zauważy to i uzna swoją wiedzę za nieugruntowany kit. Wtedy przychodzi druga faza, w której Sokrates mając cię na talerzu pomaga nowej idei wyjść na świat, a rozmówca czuje się tym lepiej, że przecież nie dał sobie właśnie wmówić jak ostatni jeleń jakiejś głupoty, tylko sam do niej doszedł, z niewielką tylko pomocą paru kierujących pytań Sokratesa. QAnon nie jest tak subtelny. Zacytuję kolejny przykład. „Finansowanie. Kto za tym stoi? Podążaj za długopisem.” To czytelnik ma wypełnić puste przestrzenie, a każdemu przyjdzie do głowy coś innego w zależności od jego lokalizacji po czas, w którym przeczyta tę wiadomość. A ludziom się to spodobało. Podobnie jak w mętnych opowieściach jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego, bardzo szybko zebrało się grono tłumaczące, co tak naprawdę QAnon miał na myśli. Tu zapraszam cię do kolejnych dwóch linków – jeden, qalerts.app jest największym mi znanym zbiorem postów zostawionych rzekomo przez QAnona. Drugi to post na blogu, który tłumaczy świeżakom o co chodzi w tych postach. A królicza dziura jest baardzo głęboka.
Ale treści robiły się coraz dziwniejsze. W 2018 roku coraz częściej w postach, zwanych QDropami – choć strasznie nie lubię tego słowa, więc uproszczę je do „dropy” – zaczęły się pojawiać kody. Wyglądające na losowe ciągi znaków, nad którymi fanatycy QAnona łamali sobie głowy. A kody są fajne. Kody otaczają nas cały czas, w naszych telefonach, komputerach czy na produktach w sklepie, jest ich całe mnóstwo i istnieją narzędzia, które pomagają ustalić, z jakim rodzajem kodu mamy do czynienia. Na podstawie długości, rodzaju występujących znaków czy częstotliwości ich występowania, można wywróżyć całkiem dużo.
Temat kodów QAnon na tapetę wziął Mark Burnett, amerykański specjalista do spraw bezpieczeństwa IT, który na swoim twitterze od czasu do czasu analizuje pojawiające się w mediach kody, odzierając je z sekretów. Przyjrzał się publikowanym kodom i o ile nie znalazł podobnej składni w istniejących algorytmach, to dość szybko zauważył, że już gdzieś ten wzorzec widział. A mianowicie wtedy, gdy losowo uderzył palcami w klawiaturę. Takie klepnięcie w klawisze tylko pozornie jest losowe – większość świata używa tego samego układu klawiatury, i wszyscy mamy mniej więcej po dwie ręce i pięć palców na każdej z nich, ułożonych w podobny sposób. Na podstawie większego zbioru kodów stworzył mapę występowania znaków, którą nałożył na klawiaturę – mapa idealnie pasowała do w miarę poziomego ułożenia palców użytkownika komputera. Żeby było zabawniej, gdy informacja o tej analizie dotarła na anonimowe fora, wzorzec kodów natychmiast się zmienił. Dlaczego? Nie wiem, choć się domyślam.
Pełny wątek dotyczący analizy znajdziesz oczywiście w opisie do odcinka, jeżeli samo słowo „szyfr” budzi w tobie ciekawość, z pewnością znajdziesz coś dla siebie.
Właściwym w tej opowieści byłoby w pewnym miejscu zapytać – kto za tym stoi? Hipotez jest sporo, ale nie będę przytaczał żadnej z nich. Z bardzo prostego powodu.
QAnon miał być osobą. Konkretnym, pojedynczym żyjącym człowiekiem, pracującym w agencji rządowej i z dostępem do niejawnych informacji. Jako kanał komunikacji wybrał anonimowe forum obrazkowe. Jednocześnie nie podjął jakichkolwiek starań, aby zachować spójność komunikacji, i tu zapraszam do małej dygresji.
Na początku 2013 roku dziennikarka redakcji The Guardian otrzymuje od nieznajomej osoby maila opisującego chęć przekazania wewnętrznych informacji dotyczących potężnej organizacji wywiadowczej. Wymiana maili trwa przez pewien czas, w końcu dochodzi do spotkania dziennikarzy z tajemniczym nieznajomym. Okazuje się nim być Edward Snowden, były pracownik CIA, który ujawnił dokumenty dotyczące skali inwigilacji w telekomunikacji, głównie w internecie – nie tylko w USA, ale na całym świecie. Jego korespondencja mailowa, która trwała kilka miesięcy nim doszło do spotkania, była podpisana przez PGP, oprogramowanie służące nie tylko do szyfrowania, ale też do kontroli wiarygodności tożsamości. Znaczy to mniej więcej tyle, że gdy Snowden wysłał pierwszego maila, był on zakończony pewnym kodem, obliczonym na podstawie treści wiadomości i klucza prywatnego, znanego tylko Snowdenowi. Mając klucz publiczny – czyli pewną bardzo dużą liczbę kryptograficznie powiązaną z kluczem prywatnym można potwierdzić, że wiadomość została napisana przez posiadacza klucza. Otrzymując kolejną wiadomość i sprawdzając kryptograficzny podpis mamy całkowitą pewność, że kontaktuje się z nami ciągle ten sam ziomeczek. Wiesz, nie mamy ciągle pojęcia kim on jest, ale przynajmniej mamy pewność że to jedna i ta sama osoba.
No i nasz nieszczęsny QAnon dał ciała, bo zamiast podpisywać cyfrowo swoje wiadomości, po prostu wrzucał je w miejsce, gdzie nie istnieją metody na ustalenie ciągłości tożsamości nadawcy, jak choćby przynajmniej nazwa użytkownika. Dlatego też absolutnie każdy – ty, ja, kot śpiący na klawiaturze – mógł i może być QAnonem. A to raczej możesz się spodziewać, do czego to musi doprowadzić.
Co więcej, OpenPGP jest obowiązkowym standardem szyfrowania w Departamencie Energii Stanów Zjednoczonych. Pracownik tej instytucji nie mógł nie wiedzieć o istnieniu takiego rozwiązania. Czy zatem za QAnon stoi po prostu banda śmieszków? Przypuszczam że na początku tak było.
Ale to również powód, dla którego kompletnie pomijam to, co znajdziemy w wiadomościach od Q, bo… ich zawartość nie ma najmniejszego znaczenia. Co więcej, jest praktycznie niemożliwe obalać wszystkie treści rzekomo napisane przez QAnona, bo po pierwsze jest ich bardzo dużo, a po drugie – są bardzo niejasne i ich obrońca spokojnie mógłby przedstawić własną ich interpretację i w ten sposób całkiem skutecznie trafić do szczególnie otwartych umysłów. Na szczęście z pomocą przychodzi nam koncepcja ciężaru dowodu oraz brzytwa Hitchensa, którą już cięliśmy w 24 odcinku podcastu Sprawdzam, dotyczącego przełęczy Diatłowa. Mówi ona, że to co przedstawione bez dowodu może zostać odrzucone bez dowodu, i w całkiem łatwo zapamiętywalny sposób przypomina nam, że ciężar dowodu spoczywa na proponencie danej hipotezy. Posty QAnon nie tylko nie zawierają jakichkolwiek dowodów na proponowane treści o toczącym się wielkim spisku w administracji amerykańskiej, nie zawierają też nawet jakichkolwiek przesłanek potwierdzających, że twórca wiadomości Q ma jakikolwiek związek z amerykańską administracją, a nawet że wszystkie komunikaty pochodzą od tego samego człowieka, lub przynajmniej tej samej grupy. Szczególnym przypadkiem niekompetencji przekazów QAnon jest pizzagate, gdzie przedstawiono jakoby w piwnicy lokalu Pizza Comet znajdowały się do pomieszczenia, w którym elity tego świata wykorzystują i katują małe dzieci. Jedyny detal to taki, że budynek Pizza Comet nie ma i nigdy nie miał piwnicy. Ale pizzagate to osobny temat, który poruszę kiedyś w osobnym odcinku.
Chociaż używając tego modelu wnioskowania, warto być skupionym i wiedzieć, co się robi. W końcu mój wniosek o całkowitej nieistotności wpisów QAnon może zostać odebrany jako ad hominem – ataku na osobę zamiast na treść argumentu, a dokładnie jego szczególną wersję – błędu genetycznego, w którym obalam argumenty na podstawie ich pochodzenia, zamiast treści. I tak, jeśli uznam, nie wiem, że jakiś guru antyszczepionkowców gada bzdury na temat medycyny, bo jest głupi i go nie lubię, to jak najbardziej popełnię niezbyt elegancki błąd wnioskowania. Jeżeli uznam, że jakiś guru antyszczepionkowców gada bzdury na temat medycyny, ponieważ nie udowodnił posiadania kompetencji w tej sferze, a nawet więcej – wielokrotnie udowodnił że kompetentny nie jest, to wszystko jest w jak najlepszym porządku, a nasz wniosek jest ciągły, logiczny i poprawny. Świat potrafi zaskakiwać i zdarza się czasem dochodzić do poprawnych wniosków błędną drogą – i nie ma w tym szczególnych powodów do radości.
Według badań opinii publicznej z lutego 2022 roku, 16% Amerykanów wierzy w teorię spiskową QAnon, a zaledwie 34% całkowicie ją odrzuca. Szczególnie ta druga liczba szczególnie mnie zdziwiła, że tak niewielka grupa jest gotowa w całości odrzucić kontrowersyjne, radykalne tezy głoszone przez, w sumie diabli wiedzą kogo. Naszywki, naklejki i przypinki odwołujące się do teorii spiskowej można znaleźć nie tylko na samochodach, ale też na mundurach policyjnych (co na szczęście szybko zostało powstrzymane), czy nawet w klapie Donalda Trumpa. 6 stycznia 2021 roku doszło do szturmu na Kapitol Stanów Zjednoczonych, którego bezpośrednim powodem było podważenie wyników wyborów prezydenckich, w których prezydent Trump odniósł porażkę. Na licznych materiałach jasno widać wiele odwołań do mitologii Q, co więcej – w dniu, w którym po raz pierwszy myślałem że skończyłem pisać odcinek ujawniono, że legendarny „QAnon Shaman”, znany ze zdjęć na których jest przebrany za bizona, chodził po Kapitolu w asyście policjantów, którzy najwyraźniej mu pomagają. Nawet w polskim Internecie informację tę znajdziemy w kontekście, jakoby te wydarzenia miały być prowokacją przeciwko Trumpowi, z całkowitym pominięciem skali zjawiska – jeśli co szósty Amerykanin wierzy w mitologię Q, to siłą rzeczy znajdą się w tej grupie sędziowie, policjanci, kongresmeni i przedszkolanki. Dopiero ten atak na Kapitol sprawił, że twitter czy inne portale społecznościowe, a także agencje rządowe, zaczęły poważnie traktować to zjawisko – bardziej jako wewnętrzne zagrożenie terrorystyczne niż zgraję nieszkodliwych głupków. Mimo że od tych wydarzeń minęły zaledwie dwa lata, to szukając informacji na temat ataku na Kapitol widać wyraźnie próby przedstawienia wydarzenia jako pokojowy, grzeczny protest, z pominięciem tego że zakończył się 5 ofiarami śmiertelnymi i ponad setką rannych. Ja wiem, istnieją przecież nagrania które pokazują jak protestujący grzecznie stoją w kolejce by wejść, istnieją też nagrania gdy demolują pomieszczenia. Do śledztwa zabezpieczono około 15 tysięcy godzin nagrań tylko z jednego dnia, więc jeden krótki filmik mówi tylko o maleńkim fragmencie całego wydarzenia. Stosując cherry-picking – czyli starannie selekcjonując materiały przedstawiające to, co chcemy przedstawić, można stworzyć kompilację, która bardzo łatwo przedstawi uczestników ataku jako pacyfistów, terrorystów czy hodowców jedwabników. I choć bardzo bym nie chciał to jestem pewien że prędzej czy później w komentarzach na youtube pod tym odcinkiem znajdą się chętni do przekonywania nas właśnie takimi zręcznymi, starannie wyselekcjonowanymi materiałami.
Tylko że QAnonem może być każdy, a destabilizacja przestrzeni publicznej jest opłacalna nie tylko dla destabilizujących, ale też dla wpływów zewnętrznych. A skoro każdy może być QAnonem, to może nim być również wywiad wrogiego państwa. 16% populacji do zagospodarowania to bardzo, bardzo dużo.
To jednak tylko moja spekulacja. O ile nie mam wątpliwości że zaczęło się od niewinnego żartu na forum pełnym zgrywusów, to przypadkowe użycie qanońskiej frazy przez prezydenta Trumpa dało spiskowi silną legitymację, a dowcip wyrwał się spod kontroli i zaczął żyć własnym życiem. Sama konstrukcja spiskowej teorii QAnon, której modus operandi to subtelna radykalizacja, a do której każdy może się anonimowo podpiąć z dowolnego miejsca na świecie jako prorok daje ogromne możliwości wpływu, co prowadzi mnie do niepokojących wniosków. Jakoś nigdy nie widziałem by denialiści lądowania na Księżycu przebrani za bizony szturmowali budynki NASA. Z historii jednak znamy trochę przypadków radykalizmu, których nie chcielibyśmy powtarzać. I braku takich radykalnych powtórek wam i sobie życzę. Do usłyszenia niebawem.
Bardzo dziękuję za ten podcast! Jakość samego podcastu jest niesamowicie wysoka, a głos i humor prowadzącego skutkuje wdg mnie najlepszym polskim podcastem. Jeszcze raz dziękuję bardzo.