Zewsząd nas przenikają przeróżne sygnały, ukuto wręcz pojęcie elektrosmogu – czyli zanieczyszczenia promieniowaniem elektromagnetycznym. Jest się czego bać?
Źródła:
https://www.icnirp.org/cms/upload/publications/ICNIRPemfgdl.pdf wyniki badania nagrzewania tkanki w zależności od ekspozycji na promieniowanie
https://www.nbr.co.nz/article/cellphones-wi-fi-and-electromagnetic-radiation-ck-150766 współczynnik SAR dla różnych urządzeń
http://cmf.p.lodz.pl/iowczarek/materialy/fotometria/prawo_lamberta.html Prawo Lamberta i prawo odwróconych kwadratów
http://www.millionwomenstudy.org/introduction/ Million Women Study
https://www.bmj.com/content/343/bmj.d6387.short Duńskie badanie kohortowe
https://www.cancerresearchuk.org/about-cancer/causes-of-cancer/cancer-controversies/mobile-phones-wifi-and-power-linesGlejak kontra promieniowanie
https://www.theguardian.com/technology/2018/jul/14/mobile-phones-cancer-inconvenient-truths artykuł w Guardianie…
https://www.biorxiv.org/content/biorxiv/early/2016/05/26/055699.full.pdf …i recenzja publikacji
http://www.uni-mainz.de/presse/16366_ENG_HTML.php badania nadwrażliwości elektromagnetycznej u ludzi
By to zrobić, musimy się cofnąć do szkoły i przypomnieć sobie parę rzeczy, a konkretnie budowę atomu oraz proces jonizacji. Jonizacja jest procesem, który polega na oderwaniu od atomu jego elektronu. Takiej strukturze, zwanej rodnikiem, będzie – w dużym uproszczeniu – niewygodnie, i będzie on szukać sposobu na to, by zbilansować swoją energię, czyli będzie bardzo reaktywny. Trochę jak głodny żul na targowisku, który patrzy komu by tutaj coś zwędzić.
I takie żule krążą cały czas po wszystkich organizmach (i nie tylko), w nieskończonym tańcu na poziomie atomowym. Problem zaczyna się jednak wtedy, gdy wskutek promieniowania jonizującego, lub rodników oberwie nasz łańcuch DNA. Zmiany mogą być zbyt subtelne, by zostały wychwycone przez nasze mechanizmy obronne, a jednocześnie wystarczająco duże, by powstała mutacja, która prowadzi do powstania komórek nowotworowych. Świetnym i dość łatwym do zobrazowania przykładem jest dym papierosowy, który w wyniku spalania zawiera w jednym buchu około biliarda rodników, które wprowadzamy do naszego organizmu, a każdy z nich będzie starał się zareagować z pierwszym atomem, na który trafi.
Ale jonizacja wymaga energii, i to energii nienajmniejszej, materia nie rozlatuje się z byle powodu. Promieniowanie elektromagnetyczne traktowane jest jako strumień fotonów. Potrafimy dokładnie obliczyć energię każdego fotonu, jest ona zależna od długości fali, lub też inaczej – jej częstotliwości. W konsekwencji zatem możemy wskazać konkretne liczby, które doprowadzą do jonizacji. Liczby, nie liczbę, ponieważ różne atomy i cząsteczki wymagają różnej energii, by elektron im oderwać.
Na tej podstawie określamy normy emisji urządzeń wykorzystujących promieniowanie elektromagnetyczne, zaś naukowcy głowią się, jak przesłać sygnał, lub podgrzać pomidorówkę w granicach tych norm. Żeby ogrzać cząsteczkę, należy ją nieco rozedrgać. Okazuje się, by podgrzać pomidorówkę wystarczy energia mniej więcej milion razy mniejsza od tej, która byłaby potrzebna do zjonizowania cząsteczki wody i około 400 tysięcy razy mniejsza od tej, by zjonizować jeden z najbardziej wrażliwych na to pierwiastków, czyli cez. Jak wspominałem, rozrywanie materii to nie w kij dmuchał.
Otoczona już kilkoma dziwnymi legendami sieć piątej generacji, która powoli wchodzi na rynek, operuje na wyższych częstotliwościach, co daje nam możliwość upakowania większych ilości danych, a w efekcie – więcej gigabitów na sekundę. Oczywiście większe częstotliwości zbliżają nas do promieniowania jonizującego, ale nie osiągając go, nie uczynią nam krzywdy. Gdy trzymamy dłoń przed włączoną piłą mechaniczną w odległości 50 czy 5 metrów – nie ma różnicy. Musimy jej dotknąć, by nas poharatała. Sieć 5G nie różni się od swoich poprzedniczek i dalej operuje w bezpiecznych wartościach.
Zamiast szukać niewidocznego wroga, czasem warto rozejrzeć się wokół. Nasze światło słoneczne klepie nas promieniowaniem ultrafioletowym, które miesza nam w organizmie i jonizuje składowe naszego cała. Pamiętasz, jak mówiłem o tym, jak palenie powoduje zmiany nowotworowe w płucach? Na tej samej zasadzie Słońce bombarduje naszą skórę, powodując jej uszkodzenia i nowotwory. Filtry UV to naprawdę pożyteczne wynalazki.
No ale skoro wiemy już jak zagotować pomidorówkę, to dlaczego mielibyśmy nie zagotować ludzkiego mózgu? Nasze ciało składa się w większości z wody, więc czy można ją nagrzać telefonem, routerem wifi czy pobliskim BTSem? W 1998 roku przeprowadzono serię eksperymentów, które sprawdziły jak zachowuje się materia organiczna poddana promieniowaniu. Wprowadzić tutaj musimy współczynnik SAR, czyli miara mówiąca o tym, jaka moc jest pochłaniana przez organizm, gdy działają na niego fale. Szczególną uwagę badaczy przykuło oko, które w odróżnieniu od innych narządów niezbyt radzi sobie z regulacją temperatury i oddawaniem ciepła, a przegrzanie może powodować zaćmę. I istotnie, po ponad dwugodzinnej ekspozycji na promieniowanie o współczynniku SAR dochodzącym do 140W/kg udało się wysoką temperaturę, mogącą spowodować patologiczne zmiany w tkance.
Całe szczęście, że telefony komórkowe mają moc od stu do trzystu razy mniejszą. Gdy mówimy o urządzeniach, których nie trzymamy w kieszeniach, musimy raz jeszcze otworzyć podręcznik do fizyki, w którym dowiemy się że natężenie promieniowania maleje jak kwadrat odległości od źródła promieniowania – czyli gdy oddalimy się od źródła, natężenie spadnie bardzo szybko, jest to tak zwane prawo odwróconych kwadratów. Tak samo jak zapalimy zapałkę tuż przy ścianie, zobaczymy jej odbite światło całkiem dobrze, lecz odsuwając ją, szybko stanie się ledwo widoczne.
Na mocy tego prawa, transmiter sieci komórkowej o mocy 50 wat w odległości 10 metrów będzie posiadał współczynnik SAR dwukrotnie mniejszy niż przeciętny telefon komórkowy, a średni współczynnik SAR dla routera WIFI w odległości około jednego metra będzie setki razy niższy. Dokładne wartości z pomiarów znajdziesz oczywiście w jednym z linków w opisie odcinka. Możemy oczywiście pomyśleć o losie monterów na wieżach telefonii komórkowej, jednakże dlatego podczas konserwacji wyłącza się transmitery. Podsumowując ten wątek pozostaje mi jedynie stwierdzić, że dopóki nie przytulasz się czule przez wiele godzin do anten na wieżach telefonii komórkowej, to nie ma szans, by ci w ten sposób zaszkodzić.
Ale zaraz, moment, może coś pominęliśmy? Może zamiast ufać stałym fizycznym, powinniśmy przebadać ze sto tysięcy, albo lepiej, milion osób, podzielić na tych co mają komórki i nie, i zobaczyć jak im się żyje? Jak większość genialnych pomysłów, na które wpadłem, ten również został już dawno zrealizowany. Wielka Brytania przeprowadziła badanie na milionie kobiet, Dania zaś na 360 tysiącach obywateli, uwzględniając czy historycznie posiadali telefon komórkowy. Badania te, podobnie jak wiele innych, nie wykazało problemów zdrowotnych skorelowanych z używaniem telefonów. Nawet idąc dalej, urządzeń wykorzystujących promieniowanie elektromagnetyczne mamy coraz więcej, a glejaka – nowotworu najczęściej przytaczanego jako jego konsekwencje – mniej niż w latach 80 czy 90.
Jednak urządzenia i technologie bezprzewodowe nie są pozbawione wad. Popularyzacja telefonii komórkowej zbiera swoje śmiertelne żniwo. Kierowcy skupiają się na rozmowie telefonicznej i powodują wypadki, piesi zapatrzeni w ekrany smartfonów, nierzadko w słuchawkach, ładują się pod koła samochodów na ulicach miast. Chciałem też coś wymyślić na mikrofalówki, ale jedyne co przychodzi mi do głowy to podgrzewanie tam głupot i powodowanie pożarów. Ewentualnie zrzucenie na kogoś kuchenki również może spowodować trwały uszczerbek na zdrowiu.
Spiskowcy często powołują się jednak na przestarzałe i dawno wycofane badania. Przywołują między innymi to, że Światowa Organizacja Zdrowia klasyfikowała promieniowanie elektromagnetyczne jako potencjalnie rakotwórcze. Jest do dość ciekawa lista, na której znajduje się między innymi ekstrakt z aloesu, stolarstwo czy bycie strażakiem. Powołują się również na zasadę ostrożności, która w dużym uproszczeniu sugeruje, by nie podejmować działań, które mogłyby, choćby potencjalnie, wyrządzić nieakceptowalną szkodę. I grupa 2B – potencjalnych kancerogenów jest właśnie takim czyśćcem, który wymaga dalszych badań. Dziś WHO potwierdza, że promieniowanie zostało wciągnięte na tę listę z uwagi na błędnie przeprowadzone badanie. A i my się sporo o świecie nauczyliśmy, w akceleratorach cząstek pomierzyliśmy już całkiem dokładnie energie tego, co nas otacza.
Ale ale! Przecież The Guardian 14 lipca 2018 roku opublikował artykuł o stosunkowo świeżym badaniu, bo przeprowadzonym w 2016 roku, które wykazało, że promieniowanie elektromagnetyczne spowodowało nowotwory u szczurów. Jest to istotna lekcja – lecz nie medycyny, ale oceny wiarygodności źródeł. The Guardian ma wyjątkowo dobrą reputację, lecz nie znaczy to, że należy oceniać jego treść bezkrytycznie. Gdy przyjrzymy się wynikom badań, okazuje się że popełniono w nim dość zaskakujący błąd. Średnia długość życia szczura laboratoryjnego rasy sprage dawley, jakie użyto w badaniu, wynosi od dwóch do trzech lat, a badanie oceniało stan zdrowia szczurów po dwóch latach – na początku schyłku ich życia. Oprócz tego, szczury poddawane promieniowaniu cierpiały na nowotwory, tak, jednak szczury z grupy kontrolnej zdychały dużo wcześniej. Jeden logiczny wniosek, który z tego płynie to taki, że stare szczury chorują na nowotwory. Można się jeszcze pokusić o stwierdzenie, że promieniowanie elektromagnetyczne przedłuża życie, jednak może zostanę przy stwierdzeniu, że po prostu badanie zostało źle przeprowadzone.
Nie odnieś jednak wrażenia, że klasyfikacja wiarygodności danych powinna zależeć od tego, czy pasuje nam źródło, lub też wynik badań. Sam, raczej ufając Guardianowi, teoretycznie nie powinienem szukać dziury w całym. Ponieważ jednak wnioski tam stawiane stały w całkowitej sprzeczności z tym co wiemy z innych badań, należało zajrzeć do tej publikacji i upewnić się, czy stoją za jej wnioskami dostateczne przesłanki. Na dobrą sprawę żadne źródło – czy to artykuł w Lancecie, czy wyrok sądu, czy słowa Stephena Hawkinga – nie jest z definicji poprawne i może zawierać błędy. Oczywiście w opisie nagrania znajdziesz zarówno wspomniany artykuł, jak i recenzję publikacji, na której został oparty. Tymczasem zaś wróćmy do bardziej ludzkich, rzekomych konsekwencji promieniowania.
Ciekawym problemem psychologicznym są ludzie twierdzący, że mają szczególną wrażliwość na promieniowanie, a przebywanie w zasięgu sieci wifi wiąże się dla nich z realnymi nieprzyjemnościami, takimi jak bóle głowy. W 2013 roku zostało to zweryfikowane przez naukowców z Uniwersytetu Gutenberga oraz King’s College London. W celu weryfikacji, czy badani faktycznie odczuwają ból, badano ich mózgi rezonansem magnetycznym, i rzeczywiście – w momencie gdy badacz powiedział badanemu, że sygnał sieci wifi został włączony, w mózgu aktywowały się obszary charakterystyczne dla odczuwania bólu. Problem w tym, że żadnej sieci nie włączano. Efekt ten nosi nazwę nocebo, jest przeciwieństwem efektu placebo i w skrócie oznacza, że możesz autosugestią uruchomić w sobie realny objaw. Okazuje się zatem, że powielając mit o szkodliwości promieniowania możemy sprawić, że ludzie będą odczuwać prawdziwy ból.
Nie do końca potrafię zrozumieć przyczynę tej promieniofobii. Jako ludzkość potrafimy się nie bać niewidzialnych, realnych zagrożeń, takich jak bakterie czy gazy cieplarniane w atmosferze. Nikt też nie ma żadnego interesu w tym, że przekona cię do zrezygnowania z nowoczesnych rozwiązań, które ułatwiają nam przecież życie. Nie chce mi się też wierzyć, może trochę naiwnie, że mamy do czynienia z neoluddyzmem, którego wyznawcy dziś będą niszczyć routery tak samo, jak dwieście lat temu niszczono pierwsze maszyny tkackie.
Jedyne co mi przychodzi do głowy, to komfort spowodowany fałszywym poczuciem bezpieczeństwa, gdy wyłączymy wifi i zastąpimy je kablem. Może nam się wydawać, że zrobiliśmy coś dobrego dla zdrowia naszego i naszych najbliższych. Ale komfort ten jest okupiony bagażem ciągłego poczucia zagrożenia przed falami, które smażą nas z każdej strony.
Ale promieniowanie to zalewało naszą planetę jeszcze na długo przed pojawieniem się życia na Ziemi. Mikrofalowe promieniowanie tła, pamiątka po wielkim wybuchu, które między innymi wpływa na biały szum w starych telewizorach analogowych. Słońce też nam mikrofal nie szczędzi. Gdyby ryzyko promieniowania byłoby choć w części takie, jakie się je czasem przedstawia strasząc ludzi, to nie tylko nie powstałaby nasza cywilizacja, ale w całym wszechświecie nie mogłoby powstać życie, jakie znamy.
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz