Zgodnie z wolą słuchaczy, kolejny odcinek dotyczy legendarnego wynalazcy i odkrywcy, Nikoli Tesli. Czy dzięki niemu mamy zmienny prąd w gniazdkach? Czy padł ofiarą spisku JP Morgana, Edisona oraz FBI? Tradycyjnie, odsiewamy fakty od fikcji!
Źródła:
https://skeptoid.com/episodes/4345 Ogólna historia wynalazcy
http://www.edisontechcenter.org/tesladebunked.html Punkt po punkcie, mit po micie – materiał uzupełniający
https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_Nikola_Tesla_patents Patenty
https://en.wikisource.org/wiki/My_Inventions Nikola Tesla o swoich wynalazkach (1919)
https://en.wikisource.org/wiki/Author:Nikola_Tesla Publikacje Tesli (Public Domain)
Nikola Tesla. Serb z pochodzenia, Amerykanin z obywatelstwa, inżynier, wynalazca, naukowiec, ojciec prądu przemiennego i elektryczności, jaką dziś znamy. Pionier elektryczności bezprzewodowej, twórca ładowanego zdalnie samochodu elektrycznego, wynalazca radaru, kuchenki mikrofalowej, promienia śmierci i metod komunikacji z cywilizacją marsjańską. Gdzie należy postawić granicę między faktami a fikcją? Sprawdzam!
Nie będzie to jednak branie po kolei każdego twierdzenia dotyczącego wynalazcy i weryfikowanie, co jest prawdą, a co fałszem – przynajmniej nie w całości. Nie będzie to również kompletna biografia, bo taka wymagałaby lat pracy, setek stron treści – do tego przyda się książka, a nie podcast. Skupię się raczej na tym, co faktycznie się stało, co było istotne dla całej historii, oraz co zostało znadinterpretowane, do czego dopisano czary mary, oraz przede wszystkim – dlaczego legendy powstałī. Jeśli zaś ciekawi cię właśnie rozbijanie tematu punkt po punkcie, w opisie odcinka znajdziesz odnośnik z artykułem, który to robi. Zatem – lecimy!
Wzlot i upadek. Tymi słowami najprościej można opisać historię Nikoli Tesli. Obsesje szarpały jego umysłem, lecz skutecznie potrafił przekuwać to w pożądaną w swojej działalności cechę, swego rodzaju mimowolny upór, który wymagał na nim drobiazgowe wykończenie rozwiązania problemu, który przyszedł mu do głowy. Nie szło to jednak w parze z bardziej przyziemnymi, życiowymi umiejętnościami. Obsesyjna fascynacja wybranymi zagadnieniami utrudniała mu naukę w szkołach. Dodatkowo, zamiast poświęcać się nauce, wpadł w szpony uzależnienia od hazardu i przeszedł załamanie nerwowe.
W czerwcu 1884 roku wypłynął do Nowego Jorku z czterema centami w kieszeni i listem polecającym do Edisona od swojego pracodawcy. List ten miał brzmieć „Mój drogi Edisonie – znam dwóch wielkich ludzi i ty jesteś jednym z nich. Drugim jest ten młodzieniec”. Edison miał wówczas stworzony zalążek elektryfikacji Manhattanu i zaproponował Tesli, by ten zwiększył wydajność jego silników na prąd stały. Po kilku miesiącach serbski wynalazca wykonał zadanie, lecz Edison odmówił wypłacenia wynagrodzenia. Ich drogi gwałtownie się rozeszły.
Nie minęło wiele czasu jednak, aż Tesla znalazł inwestora, Western Union Company, który dostrzegł w jego wizji prądu zmiennego (cóż 🙂 ) potencjał. Niedaleko biura Edisona powstała placówka, w której w rękach Nikoli Tesli rodziła się elektryczność, jaką dziś mamy w domach. Jego honorarium zaś miało być procentem od energii sprzedanej przez jego pracodawcę, co spokojnie mogłoby uczynić serbskiego imigranta najbogatszym człowiekiem na świecie. Szybko jednak rosnący gigant energetyczny zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo niekorzystny dla niego był ten kontrakt i błagał Teslę o możliwość renegocjacji warunków. Tesla, wdzięczny i prosty człowiek przystał na tę propozycję.
Koniecznym jest jednak zaznaczyć, że tak zwana wojna między prądem stałym a zmiennym była jedynie wynalazkiem ówczesnej prasy. Elektryfikacja, głównie zakładów pracy, dopiero raczkowała, była również niezwykle kosztowna. Edison i Tesla nie darzyli się ani sympatią, ani szczególnym szacunkiem, jak to bywa wówczas, gdy spotkają się dwie silne, ekscentryczne osobowości. Jednak rynek był niezwykle chłonny, zaś dla pionierów elektryfikacji, samobójstwem byłoby angażowanie się w jakąkolwiek wojnę. Główną przyczyną zwycięstwa prądu zmiennego było to, że system o niego oparty dużo lepiej się skaluje. Jedna stacja potrafi zasilić więcej odbiorców, lepiej sobie też radzi z odległościami przewodów, w efekcie rozwój standardu był tańszy, a w konsekwencji szybszy. Warto też zaznaczyć, że mówiąc o tej rzekomej wojnie, na scenie było dużo więcej postaci niż tylko Tesla i Edison, ale to byłby temat na osobną rozmowę. Wróćmy zatem do meritum.
Praca nad elektryfikacją była jedynie maleńkim fragmentem działalności wynalazcy w tym czasie. Jeszcze przed początkiem dwudziestego wieku udało mu się skonstruować urządzenie pracujące z niewyobrażalnymi napięciami i częstotliwościami, które dziś znamy jako cewkę Tesli. Wyszedł też z niego showman, urządzał pokazy, które nawet dziś potrafiłyby wprawić w osłupienie. Rozumiał elektryczność, bawił się nią, balansując na krawędzi iluzji i teatru, budząc zachwyt w widzach. Z tychże pokazów zaś mogło się zrodzić kilka mitów, jak choćby mało popularna historia o tym, jakoby Tesla posiadał jakiś magiczny pręt, którym mógł czerpać prąd bezpośrednio z powierzchni Ziemi, czy też z powietrza. Cóż, ciekaw jestem czy za kilkadziesiąt lat ktokolwiek będzie na poważnie mówił o tym, jak David Copperfield potrafił latać czy czytać w myślach. Oczywiście, na tych pokazach Nikola Tesla robił niezły szmal, rozrywka zawsze była w cenie.
A pieniądze lubił bardzo. Wystawne hotele, wyjątkowe restauracje, drogie ubrania, kosztowne bankiety, brylował na salonach i czuł się na nich świetnie. Co więcej, bez wątpienia zasłużył sobie na ten status swoją wiedzą, ciężką pracą, uporem i perfekcjonizmem. Jest to ten fragment jego życia, który z czasem zaczynał obrastać w mity.
W 1901 roku Nikola Tesla zdobył 150 tysięcy ówczesnych dolarów (którą to kwotę można porównać do dzisiejszych czterech i pół miliona zielonych) od JP Morgana. JP Morgan miał otrzymać niezłą sumę z patentów dotyczących bezprzewodowego przesyłania energii elektrycznej, które wynalazca miał wytworzyć. Rozpoczęła się budowa legendarnej wieży Wardenclyffe, która została ukończona w czerwcu 1902 roku. Tesla wielokrotnie zwracał się do JP Morgana o kolejne dotacje, ten jednak odmawiał. Inni inwestorzy zaś kładli swoje pieniądze w radiowy system Marconiego. W 1906 roku wynalazca straciwszy płynność finansową, zastawił teren wraz z 57-metrową wieżą, by finalnie go utracić w 1915 roku. Według niektórych biografów, zawieszenie prac w 1905 i późniejszy zastaw nieruchomości spowodowany był kolejnym załamaniem nerwowym wynalazcy. W 1917 nowy właściciel terenu wyburzył konstrukcję, co finalnie zwiększyło wartość gruntu – jako że wieża nie była skutecznym urządzeniem, a Tesli nigdy nie udało się wykazać jej skutecznego działania.
W późniejszych latach życia, obsesje Tesli zaczęły go pożerać. Ogłaszał on, że skonstruował urządzenie do wywoływania trzęsień ziemi lub też promień śmierci – maszynę, która była w stanie strącać samoloty, zabijać ludzi, słowem – Wunderwaffe. Niektórzy badacze spekulują, że to właśnie to twierdzenie spowodowało, że FBI skonfiskowało jego notatki po śmierci w 1943 – aby upewnić się, że gdy druga wojna światowa trwała w najlepsze, tak potężna broń nie trafi w niepowołane ręce. Nie tylko nie znaleziono nic prócz odważnych rysunków rzekomej broni (które są dziś publicznie znane), ale też w miejscu, gdzie miał znajdować się sprawny prototyp broni, odnaleziono jedynie zwykły miernik elektryczny. Oczywiście entuzjaści spisków natychmiast stwierdzą, że FBI kłamało i położyło łapę na sprawnym urządzeniu oraz jego schematach. Nikt jednak nie wyjaśni, dlaczego Stany Zjednoczone nie użyły tej potężnej broni do zakończenia wojny, czy choćby do spopielenia Hiroszimy i Nagasaki.
Można spotkać się czasem z opinią, że ostatnie lata jego życia były niczym innym jak odmętami szaleństwa. Choć jest w tym nieco prawdy, to jednak nie możemy pominąć tego, że Nikola Tesla potrzebował inwestorów, którzy przeznaczyliby środki finansowe na jego dalszą pracę, a by jednocześnie mógł zaspokajać swoją pasję. Wynalazki takie jak wehikuł czasu, aparat do fotografowania myśli, samolot antygrawitacyjny mogłyby zainteresować chociażby wojsko. Nikola Tesla jednak za bardzo odpłynął w swoich pomysłach, a potencjalni udziałowcy szybko się orientowali, że legendarny wynalazca sprzedaje już tylko obietnice i marzenia sprzeczne z fundamentami fizyki.
Mamy jednak całkiem dobrze udokumentowane to, co naprawdę powstało, publicznie dostępne są również patenty wynalazcy, do których odnośniki znajdziesz w opisie tego odcinka. Ze względu na to, że był on pionierem elektryczności jaką dziś znamy, ślady po jego wynalazkach znajdują się cały czas w nowoczesnych urządzeniach, wykorzystywanych do dnia dzisiejszego. Nie można jednak z czystym sumieniem powiedzieć, że Tesla wynalazł świetlówkę tylko dlatego, że pojawiają się w jej konstrukcji pomysły, które opisał w swoich pracach. Tak powstają kolejne legendy, a gdyby iść tą drogą, musielibyśmy powiedzieć, że Tesla wynalazł większość cywilizowanego świata, od ajfonów po kuchenki indukcyjne.
Ale również Nikola Tesla sam, swoją postawą showmana i zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi zapoczątkował to, że jego życie i działalność zaczęły obrastać w legendy. Wygłaszał fantastyczne twierdzenia, mówił że zbudował urządzenia, które nie mogłyby działać w naszym Wszechświecie. Dziś nie wiemy, czy motywowała go choroba, pragnienie dawnego blasku chwały (a trzeba przyznać, że wiele z tych fantastycznych twierdzeń ogłaszał naprawdę z pompą), czy chęć pozyskania inwestorów. Zaledwie rok po jego śmierci zaczęły powstawać pierwsze przyczynki do biografii, które były skażone huraoptymizmem i bezkrytycznie powielały każdą tezę, pod którą Tesla się podpisał. Nawet jeśli była sprzeczna z niepodważalnymi zasadami, na których istnieje nasza czasoprzestrzeń.
Jak w wielu innych mitach, śmierć naszego bohatera była jedynie początkiem całego procesu mitologizacji. Ciekawym i jednym z najbardziej rozpowszechnionych mitów jest historia samochodu elektrycznego zasilanego z wieży Wardenclyffe.
Gdy spojrzymy w odmęty historii, szybko dostrzeżemy że samochody elektryczne były w użyciu jeszcze przed spalinowymi, pierwsze prototypy pojawiły się w latach dwudziestych dziewiętnastego wieku, a praktyczne, w miarę wygodne i sprawne auta w 1890 roku. Nie powinno nas zatem dziwić, że Nikola Tesla zainteresował się tym tematem. Jednakże jego wynalazek miał być rewolucyjny, z uwagi na to, że rzekomo był zasilany bezprzewodowo. Samochód Pierce Arrow, bo tak się nazywał producent oryginalnej maszyny, miał być wyposażony w silnik elektryczny i antenę odbierającą energię elektryczną.
Zamiast jednak robić w tym momencie lekcję fizyki i opowiadać o stratach przesyłowych, które nawet po drutach potrafią sięgnąć kilkunastu procent, odwołam się do źródła tej historii. Po raz pierwszy została ona opowiedziana 16 września 1967 roku przez Petera Savo, rzekomego siostrzeńca Nikoli Tesli, który jednak nie potrafił dowieść swojej relacji rodzinnej z odkrywcą. Fantastyczna historia, opowiedziana długo po śmierci Tesli, przez losową osobę która zapragnęła mieć swoje pięć minut sławy, powielana jest uparcie do dzisiaj. Niemałą winę za to ponoszą produkcje pseudodokumentalne, które opowieść o tajemniczym samochodzie okraszają starym materiałem wideo, prezentującym przejazd zwykłego automobilu Pierce Arrow, budując jednocześnie w odbiorcy wrażenie, że to autentyczne nagranie bezprzewodowego pojazdu elektrycznego z Teslą za kółkiem.
Nie może nam też tutaj umknąć fakt, że Tesla miał około 300 patentów. Zaznaczyć jednak trzeba, że patent jest dokumentem urzędowym określającym prawa do wyłącznego korzystania z przedmiotu patentu. Dlaczego to podkreślam? Nigdzie nie jest powiedziane, że opatentowane urządzenie czy rozwiązanie musi działać, a nawet istnieć. Istnienie patentu na maszynę do robienia trzęsień ziemi czy statek powietrzny pionowego startu, które Tesla posiadał, nie znaczy, że urządzenia po złożeniu wywołają trzęsienie ziemi albo pofruną. Patent jedynie określa prawa do używania takiego urządzenia. Gdy usłyszysz zatem o jakimś rewolucyjnym wynalazku Tesli, przede wszystkim należy sprawdzić, czy kiedykolwiek w ogóle powstał.
Tesli przypisuje się również niezliczone cytaty, jest wręcz rozszarpywany przez różne środowiska – od płaskoziemców, przez wyznawców wolnej energii, na ezoterykach kończąc. I tu należy przyznać, tak, ezoteryka i duchowość była mu bliska. Szczególnie podczas ostatnich piętnastu lat życia, gdy nie zaprojektował już żadnego wynalazku, a jego notatki miały charakter filozoficzny i spekulatywny. Ale… co w tym złego, by na stare lata zastanowić się nad wszystkim, pofantazjować trochę, dać zmęczonemu mózgowi trochę inną pożywkę? A co do wolnej energii, owszem, był jej wielkim adwokatem i bezskutecznie przez wiele dziesięcioleci nad nią pracował. Co też swoją drogą jest dość zjawiskowe – skoro nawet Tesli, który ma wiele niezaprzeczalnych osiągnięć, nie udało się złamać zasady zachowania energii, to raczej nie złamie też ich domorosły wynalazca z youtube?
Ale wróćmy do tematu, wzlot i upadek… Bezpośrednią przyczyną upadku Tesli była samotność. Wiemy jeszcze z jego młodzieńczego życia o tendencjach do załamań nerwowych, o nerwicy natręctw, o podatności na obsesje. Wynalazca, siedząc sam ze swoim lekko obłąkanym mózgiem w pokoju hotelowym powoli wpadał w skomplikowaną, pajęczą sieć, którą podświadomie sam na siebie zaplótł, a pętla na jego szyi zaciskała się w niezauważalny z dnia na dzień sposób. Wynalazca wpadł w pułapkę własnych ułomności, nad którymi być może mógł zapanować, gdyby tylko zdawał sobie z nich sprawę. Z wiekiem jednak coraz bardziej tracił kontrolę nad swoim życiem.
Nikola Tesla stał się po swojej śmierci obiektem kultu. Nie można odmówić mu geniuszu, ani wpływu na świat jaki dziś nas otacza. Przypisywanie mu cech, wynalazków i stwierdzeń, które nie znajdują potwierdzenia w rzeczywistości są nie tylko zamachem na prawdę historyczną, ale też na jego faktyczne osiągnięcia, bo zamiast poznawać jego faktyczne dzieła, wielu bajarzy skupia się na podgrzewaniu legendy. Wyobraź sobie że ty, właśnie ty, jesteś przez kogoś wychwalany, ale nie za to, co ci się naprawdę udało osiągnąć, tylko za jakąś wymyśloną bujdę, jakby twoje prawdziwe osiągnięcia nigdy się nie zdarzyły, a twoja praca w nie włożona nie była nic warta. Choć Nikola Tesla nieco pracował na taki status, ciężko jest winić jego. To obowiązek tych, którzy o nim opowiadają, by trzymali się faktów i nie odbierali mu zasłużonej chwały, przykrywając ją historyjkami rodem z taniego science-fiction.
Nie będzie to jednak branie po kolei każdego twierdzenia dotyczącego wynalazcy i weryfikowanie, co jest prawdą, a co fałszem – przynajmniej nie w całości. Nie będzie to również kompletna biografia, bo taka wymagałaby lat pracy, setek stron treści – do tego przyda się książka, a nie podcast. Skupię się raczej na tym, co faktycznie się stało, co było istotne dla całej historii, oraz co zostało znadinterpretowane, do czego dopisano czary mary, oraz przede wszystkim – dlaczego legendy powstałī. Jeśli zaś ciekawi cię właśnie rozbijanie tematu punkt po punkcie, w opisie odcinka znajdziesz odnośnik z artykułem, który to robi. Zatem – lecimy!
Wzlot i upadek. Tymi słowami najprościej można opisać historię Nikoli Tesli. Obsesje szarpały jego umysłem, lecz skutecznie potrafił przekuwać to w pożądaną w swojej działalności cechę, swego rodzaju mimowolny upór, który wymagał na nim drobiazgowe wykończenie rozwiązania problemu, który przyszedł mu do głowy. Nie szło to jednak w parze z bardziej przyziemnymi, życiowymi umiejętnościami. Obsesyjna fascynacja wybranymi zagadnieniami utrudniała mu naukę w szkołach. Dodatkowo, zamiast poświęcać się nauce, wpadł w szpony uzależnienia od hazardu i przeszedł załamanie nerwowe.
W czerwcu 1884 roku wypłynął do Nowego Jorku z czterema centami w kieszeni i listem polecającym do Edisona od swojego pracodawcy. List ten miał brzmieć „Mój drogi Edisonie – znam dwóch wielkich ludzi i ty jesteś jednym z nich. Drugim jest ten młodzieniec”. Edison miał wówczas stworzony zalążek elektryfikacji Manhattanu i zaproponował Tesli, by ten zwiększył wydajność jego silników na prąd stały. Po kilku miesiącach serbski wynalazca wykonał zadanie, lecz Edison odmówił wypłacenia wynagrodzenia. Ich drogi gwałtownie się rozeszły.
Nie minęło wiele czasu jednak, aż Tesla znalazł inwestora, Western Union Company, który dostrzegł w jego wizji prądu zmiennego (cóż 🙂 ) potencjał. Niedaleko biura Edisona powstała placówka, w której w rękach Nikoli Tesli rodziła się elektryczność, jaką dziś mamy w domach. Jego honorarium zaś miało być procentem od energii sprzedanej przez jego pracodawcę, co spokojnie mogłoby uczynić serbskiego imigranta najbogatszym człowiekiem na świecie. Szybko jednak rosnący gigant energetyczny zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo niekorzystny dla niego był ten kontrakt i błagał Teslę o możliwość renegocjacji warunków. Tesla, wdzięczny i prosty człowiek przystał na tę propozycję.
Koniecznym jest jednak zaznaczyć, że tak zwana wojna między prądem stałym a zmiennym była jedynie wynalazkiem ówczesnej prasy. Elektryfikacja, głównie zakładów pracy, dopiero raczkowała, była również niezwykle kosztowna. Edison i Tesla nie darzyli się ani sympatią, ani szczególnym szacunkiem, jak to bywa wówczas, gdy spotkają się dwie silne, ekscentryczne osobowości. Jednak rynek był niezwykle chłonny, zaś dla pionierów elektryfikacji, samobójstwem byłoby angażowanie się w jakąkolwiek wojnę. Główną przyczyną zwycięstwa prądu zmiennego było to, że system o niego oparty dużo lepiej się skaluje. Jedna stacja potrafi zasilić więcej odbiorców, lepiej sobie też radzi z odległościami przewodów, w efekcie rozwój standardu był tańszy, a w konsekwencji szybszy. Warto też zaznaczyć, że mówiąc o tej rzekomej wojnie, na scenie było dużo więcej postaci niż tylko Tesla i Edison, ale to byłby temat na osobną rozmowę. Wróćmy zatem do meritum.
Praca nad elektryfikacją była jedynie maleńkim fragmentem działalności wynalazcy w tym czasie. Jeszcze przed początkiem dwudziestego wieku udało mu się skonstruować urządzenie pracujące z niewyobrażalnymi napięciami i częstotliwościami, które dziś znamy jako cewkę Tesli. Wyszedł też z niego showman, urządzał pokazy, które nawet dziś potrafiłyby wprawić w osłupienie. Rozumiał elektryczność, bawił się nią, balansując na krawędzi iluzji i teatru, budząc zachwyt w widzach. Z tychże pokazów zaś mogło się zrodzić kilka mitów, jak choćby mało popularna historia o tym, jakoby Tesla posiadał jakiś magiczny pręt, którym mógł czerpać prąd bezpośrednio z powierzchni Ziemi, czy też z powietrza. Cóż, ciekaw jestem czy za kilkadziesiąt lat ktokolwiek będzie na poważnie mówił o tym, jak David Copperfield potrafił latać czy czytać w myślach. Oczywiście, na tych pokazach Nikola Tesla robił niezły szmal, rozrywka zawsze była w cenie.
A pieniądze lubił bardzo. Wystawne hotele, wyjątkowe restauracje, drogie ubrania, kosztowne bankiety, brylował na salonach i czuł się na nich świetnie. Co więcej, bez wątpienia zasłużył sobie na ten status swoją wiedzą, ciężką pracą, uporem i perfekcjonizmem. Jest to ten fragment jego życia, który z czasem zaczynał obrastać w mity.
W 1901 roku Nikola Tesla zdobył 150 tysięcy ówczesnych dolarów (którą to kwotę można porównać do dzisiejszych czterech i pół miliona zielonych) od JP Morgana. JP Morgan miał otrzymać niezłą sumę z patentów dotyczących bezprzewodowego przesyłania energii elektrycznej, które wynalazca miał wytworzyć. Rozpoczęła się budowa legendarnej wieży Wardenclyffe, która została ukończona w czerwcu 1902 roku. Tesla wielokrotnie zwracał się do JP Morgana o kolejne dotacje, ten jednak odmawiał. Inni inwestorzy zaś kładli swoje pieniądze w radiowy system Marconiego. W 1906 roku wynalazca straciwszy płynność finansową, zastawił teren wraz z 57-metrową wieżą, by finalnie go utracić w 1915 roku. Według niektórych biografów, zawieszenie prac w 1905 i późniejszy zastaw nieruchomości spowodowany był kolejnym załamaniem nerwowym wynalazcy. W 1917 nowy właściciel terenu wyburzył konstrukcję, co finalnie zwiększyło wartość gruntu – jako że wieża nie była skutecznym urządzeniem, a Tesli nigdy nie udało się wykazać jej skutecznego działania.
W późniejszych latach życia, obsesje Tesli zaczęły go pożerać. Ogłaszał on, że skonstruował urządzenie do wywoływania trzęsień ziemi lub też promień śmierci – maszynę, która była w stanie strącać samoloty, zabijać ludzi, słowem – Wunderwaffe. Niektórzy badacze spekulują, że to właśnie to twierdzenie spowodowało, że FBI skonfiskowało jego notatki po śmierci w 1943 – aby upewnić się, że gdy druga wojna światowa trwała w najlepsze, tak potężna broń nie trafi w niepowołane ręce. Nie tylko nie znaleziono nic prócz odważnych rysunków rzekomej broni (które są dziś publicznie znane), ale też w miejscu, gdzie miał znajdować się sprawny prototyp broni, odnaleziono jedynie zwykły miernik elektryczny. Oczywiście entuzjaści spisków natychmiast stwierdzą, że FBI kłamało i położyło łapę na sprawnym urządzeniu oraz jego schematach. Nikt jednak nie wyjaśni, dlaczego Stany Zjednoczone nie użyły tej potężnej broni do zakończenia wojny, czy choćby do spopielenia Hiroszimy i Nagasaki.
Można spotkać się czasem z opinią, że ostatnie lata jego życia były niczym innym jak odmętami szaleństwa. Choć jest w tym nieco prawdy, to jednak nie możemy pominąć tego, że Nikola Tesla potrzebował inwestorów, którzy przeznaczyliby środki finansowe na jego dalszą pracę, a by jednocześnie mógł zaspokajać swoją pasję. Wynalazki takie jak wehikuł czasu, aparat do fotografowania myśli, samolot antygrawitacyjny mogłyby zainteresować chociażby wojsko. Nikola Tesla jednak za bardzo odpłynął w swoich pomysłach, a potencjalni udziałowcy szybko się orientowali, że legendarny wynalazca sprzedaje już tylko obietnice i marzenia sprzeczne z fundamentami fizyki.
Mamy jednak całkiem dobrze udokumentowane to, co naprawdę powstało, publicznie dostępne są również patenty wynalazcy, do których odnośniki znajdziesz w opisie tego odcinka. Ze względu na to, że był on pionierem elektryczności jaką dziś znamy, ślady po jego wynalazkach znajdują się cały czas w nowoczesnych urządzeniach, wykorzystywanych do dnia dzisiejszego. Nie można jednak z czystym sumieniem powiedzieć, że Tesla wynalazł świetlówkę tylko dlatego, że pojawiają się w jej konstrukcji pomysły, które opisał w swoich pracach. Tak powstają kolejne legendy, a gdyby iść tą drogą, musielibyśmy powiedzieć, że Tesla wynalazł większość cywilizowanego świata, od ajfonów po kuchenki indukcyjne.
Ale również Nikola Tesla sam, swoją postawą showmana i zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi zapoczątkował to, że jego życie i działalność zaczęły obrastać w legendy. Wygłaszał fantastyczne twierdzenia, mówił że zbudował urządzenia, które nie mogłyby działać w naszym Wszechświecie. Dziś nie wiemy, czy motywowała go choroba, pragnienie dawnego blasku chwały (a trzeba przyznać, że wiele z tych fantastycznych twierdzeń ogłaszał naprawdę z pompą), czy chęć pozyskania inwestorów. Zaledwie rok po jego śmierci zaczęły powstawać pierwsze przyczynki do biografii, które były skażone huraoptymizmem i bezkrytycznie powielały każdą tezę, pod którą Tesla się podpisał. Nawet jeśli była sprzeczna z niepodważalnymi zasadami, na których istnieje nasza czasoprzestrzeń.
Jak w wielu innych mitach, śmierć naszego bohatera była jedynie początkiem całego procesu mitologizacji. Ciekawym i jednym z najbardziej rozpowszechnionych mitów jest historia samochodu elektrycznego zasilanego z wieży Wardenclyffe.
Gdy spojrzymy w odmęty historii, szybko dostrzeżemy że samochody elektryczne były w użyciu jeszcze przed spalinowymi, pierwsze prototypy pojawiły się w latach dwudziestych dziewiętnastego wieku, a praktyczne, w miarę wygodne i sprawne auta w 1890 roku. Nie powinno nas zatem dziwić, że Nikola Tesla zainteresował się tym tematem. Jednakże jego wynalazek miał być rewolucyjny, z uwagi na to, że rzekomo był zasilany bezprzewodowo. Samochód Pierce Arrow, bo tak się nazywał producent oryginalnej maszyny, miał być wyposażony w silnik elektryczny i antenę odbierającą energię elektryczną.
Zamiast jednak robić w tym momencie lekcję fizyki i opowiadać o stratach przesyłowych, które nawet po drutach potrafią sięgnąć kilkunastu procent, odwołam się do źródła tej historii. Po raz pierwszy została ona opowiedziana 16 września 1967 roku przez Petera Savo, rzekomego siostrzeńca Nikoli Tesli, który jednak nie potrafił dowieść swojej relacji rodzinnej z odkrywcą. Fantastyczna historia, opowiedziana długo po śmierci Tesli, przez losową osobę która zapragnęła mieć swoje pięć minut sławy, powielana jest uparcie do dzisiaj. Niemałą winę za to ponoszą produkcje pseudodokumentalne, które opowieść o tajemniczym samochodzie okraszają starym materiałem wideo, prezentującym przejazd zwykłego automobilu Pierce Arrow, budując jednocześnie w odbiorcy wrażenie, że to autentyczne nagranie bezprzewodowego pojazdu elektrycznego z Teslą za kółkiem.
Nie może nam też tutaj umknąć fakt, że Tesla miał około 300 patentów. Zaznaczyć jednak trzeba, że patent jest dokumentem urzędowym określającym prawa do wyłącznego korzystania z przedmiotu patentu. Dlaczego to podkreślam? Nigdzie nie jest powiedziane, że opatentowane urządzenie czy rozwiązanie musi działać, a nawet istnieć. Istnienie patentu na maszynę do robienia trzęsień ziemi czy statek powietrzny pionowego startu, które Tesla posiadał, nie znaczy, że urządzenia po złożeniu wywołają trzęsienie ziemi albo pofruną. Patent jedynie określa prawa do używania takiego urządzenia. Gdy usłyszysz zatem o jakimś rewolucyjnym wynalazku Tesli, przede wszystkim należy sprawdzić, czy kiedykolwiek w ogóle powstał.
Tesli przypisuje się również niezliczone cytaty, jest wręcz rozszarpywany przez różne środowiska – od płaskoziemców, przez wyznawców wolnej energii, na ezoterykach kończąc. I tu należy przyznać, tak, ezoteryka i duchowość była mu bliska. Szczególnie podczas ostatnich piętnastu lat życia, gdy nie zaprojektował już żadnego wynalazku, a jego notatki miały charakter filozoficzny i spekulatywny. Ale… co w tym złego, by na stare lata zastanowić się nad wszystkim, pofantazjować trochę, dać zmęczonemu mózgowi trochę inną pożywkę? A co do wolnej energii, owszem, był jej wielkim adwokatem i bezskutecznie przez wiele dziesięcioleci nad nią pracował. Co też swoją drogą jest dość zjawiskowe – skoro nawet Tesli, który ma wiele niezaprzeczalnych osiągnięć, nie udało się złamać zasady zachowania energii, to raczej nie złamie też ich domorosły wynalazca z youtube?
Ale wróćmy do tematu, wzlot i upadek… Bezpośrednią przyczyną upadku Tesli była samotność. Wiemy jeszcze z jego młodzieńczego życia o tendencjach do załamań nerwowych, o nerwicy natręctw, o podatności na obsesje. Wynalazca, siedząc sam ze swoim lekko obłąkanym mózgiem w pokoju hotelowym powoli wpadał w skomplikowaną, pajęczą sieć, którą podświadomie sam na siebie zaplótł, a pętla na jego szyi zaciskała się w niezauważalny z dnia na dzień sposób. Wynalazca wpadł w pułapkę własnych ułomności, nad którymi być może mógł zapanować, gdyby tylko zdawał sobie z nich sprawę. Z wiekiem jednak coraz bardziej tracił kontrolę nad swoim życiem.
Nikola Tesla stał się po swojej śmierci obiektem kultu. Nie można odmówić mu geniuszu, ani wpływu na świat jaki dziś nas otacza. Przypisywanie mu cech, wynalazków i stwierdzeń, które nie znajdują potwierdzenia w rzeczywistości są nie tylko zamachem na prawdę historyczną, ale też na jego faktyczne osiągnięcia, bo zamiast poznawać jego faktyczne dzieła, wielu bajarzy skupia się na podgrzewaniu legendy. Wyobraź sobie że ty, właśnie ty, jesteś przez kogoś wychwalany, ale nie za to, co ci się naprawdę udało osiągnąć, tylko za jakąś wymyśloną bujdę, jakby twoje prawdziwe osiągnięcia nigdy się nie zdarzyły, a twoja praca w nie włożona nie była nic warta. Choć Nikola Tesla nieco pracował na taki status, ciężko jest winić jego. To obowiązek tych, którzy o nim opowiadają, by trzymali się faktów i nie odbierali mu zasłużonej chwały, przykrywając ją historyjkami rodem z taniego science-fiction.
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz