Najbardziej sekretny statek kosmiczny, o którym przynajmniej wiemy, że istnieje. Co wiemy o legendarnej Zumie, której już prawie rok próżnie wypatruje się na niebie?
Chcesz wiedzieć więcej?
https://sprawdzam.studio/link/zuma-falcon9 zdjęcie opadającej Falcon9
https://sprawdzam.studio/link/zuma-patent patent na „parasol” MISTY
https://sprawdzam.studio/link/zuma-kongres dokument Biura Budżetowego Kongresu o radarze kosmicznym
Niemal rok temu – 8. stycznia 2018 roku rakieta Falcon 9 została wystrzelona z Cape Canaveral. Jak zwykle, SpaceX wiernie transmitowała start maszyny, lecz kilka minut później kamery zostały wyłączone. Nie była to awaria – Falcon 9 wynosił satelitę Zuma, tajny projekt. Co wiemy o niej dziś, co możemy przypuszczać? Sprawdzam!
Wyobraź sobie sytuację, w której dostajesz proste zadanie – przenieść włączony głośnik przez szklany korytarz w centrum handlowym, w godzinach szczytu. Nikt nie może się dowiedzieć, co niesiesz. A, i jeszcze – przy każdym kroku buty ci się świecą na czerwono. We współczesnym świecie, w którym wielu miłośników astronomii kieruje w niebo swoje teleskopy, zaś radioamatorzy podsłuchują co tylko mogą, zadanie wystawienia Zumy na orbitę jest raczej dość porównywalne.
Zuma, czyli tajny projekt, do którego tak w zasadzie nikt się nawet nie przyznaje, nie była rutynowym ładunkiem. Skonstruowana została przez Northrop Grumman, koszty produkcji zostały oszacowane na 3.5 mld USD przez The Wall Street Journal. Na samej konstrukcji się jednak nie kończy, gdyż producent Zumy zaprojektował i wykonał również mechanizm, który miał wyciągnąć satelitę z luku rakiety i umieścić w odpowiednim miejscu. Według oficjalnych doniesień Northrop Grumman, krytyczną kwestią było delikatne uwolnienie ładunku.
Mimo, iż nie upubliczniono informacji dotyczących docelowej orbity, musiano otwarcie powiedzieć o obszarach, w których można się spodziewać rakiety – choćby w przypadku awarii. Na tej podstawie obliczono, że inklinacja satelity, czyli nachylenie względem równika, wyniesie około 51 stopni. W momencie startu zaś, obserwacja unoszącej się rakiety dała nam dodatkową wskazówkę – wysokość docelową, wynoszącą od 900 do 1000 km nad Ziemią. Obie te wartości są niezwykłe i niespotykane dla sztucznych obiektów krążących wokół naszej planety.
Peter Horstink, holenderski pilot prowadził w dniu startu Zumy samolot pasażerski lecący z Amsterdamu do Johannesburga. W okolicach Chartumu udało mu się zrobić fotografię rakiety Falcon 9 wracającej z orbity, wyrzucającej z siebie chmury paliwa – to standardowe zachowanie, by w razie utraty kontroli nad torem lotu rakiety nie doszło do ogromnej eksplozji przy uderzeniu o ziemię. Jednak coś było nie tak – strumienie tworzyły piękną spiralę, rakieta spadała obracając się. To już normalne nie jest – znaczy to, że w nieprzewidziany sposób przeniósł się środek ciężkości i może to świadczyć o nieudanym odłączeniu Zumy od Falcona. Podobnej obserwacji dokonano również w Sudanie.
Zuma otrzymała jednak swój desygnat – USA-280. Oznacza to, że musiała przynajmniej raz obiec kulę ziemską. Nie znaczy to jeszcze, że jej umieszczenie na orbicie się udało – ponieważ miała się znaleźć na bardzo dużej wysokości, potrzebowała mniej więcej półtora okrążenia, by tam dotrzeć.
I to w zasadzie wszystko, co wiemy. Oficjalne stanowisko SpaceX brzmiało, jakoby firma wykonała swoją część roboty w stu procentach poprawnie. Z oczywistych względów nikt nie chciał dyskutować szczegółów tajnego projektu na forum publicznym. Skoro wyczerpaliśmy temat i nic więcej z historii nie wycisnę – pora przenieść się w czasie.
W 1990 roku wystrzelono satelitę MISTY-1, lub też oficjalnie USA-53, która krążyła wokół Ziemi przez przynajmniej siedem lat. Jednakże sześć dni po jej wystrzeleniu wystosowano oficjalny komunikat, jakoby doszło do eksplozji MISTY-1. Istotnie, nie dało się już dostrzec satelity. Jednakże nie dlatego, że coś się na orbicie stało, ale dlatego, że został uruchomiony zestaw urządzeń, który miał ukryć obiekt za nimi schowany. Skąd to wiemy? Z patentu jednego z podwykonawców, Teledyne Industries, do którego link znajdziesz w opisie odcinka. I właśnie po siedmiu latach od wystrzelenia, podczas manewrów, MISTY-1 wychyliła się nieco zza swojego parasola i pokazała pośladki, dostrzeżone przez astronomów-amatorów. Jej parasolowi zaś zdarzało się też czasem w dość niespodziewany sposób odbijać światło. Eksperyment jednak dowiódł, że schować satelitę na orbicie raczej się da.
Wybierzmy się jeszcze w jedną wycieczkę wehikułem czasu, nim wrócimy do Zumy. W 2007 roku Biuro Budżetowe Kongresu Stanów Zjednoczonych wydało opracowanie pod tytułem Alternatywy dla wojskowego radaru kosmicznego. Zaproponowano cztery warianty urządzeń, które mogłyby mieć oko na bardzo dużą przestrzeń, równie dobrze podglądać ląd jak i oceany, a przy tym być trudnym do wykrycia. Jednym z warunków każdego wariantu takiego urządzenia jest inklinacja 53 stopnie oraz wysokość tysiąca kilometrów nad powierzchnią Ziemi. Z bardzo podobnymi wartościami się już się spotkaliśmy. Oczywiście, by nie być gołosłownym, dokument ten umieściłem w opisie odcinka.
Oczywiście, może być to przypadek. Są to praktycznie jedyne weryfikowalne rzeczy, które możemy intuicyjnie wiązać z tym, co wiemy o Zumie, zaś ludzki umysł strasznie lubi zaciskać węzły przyczynowo-skutkowe. Zuma mogła zostać niepoprawnie oddzielona, nie dolecieć do docelowej orbity i spłonąć przy powrocie w atmosferę w losowym miejscu i czasie. Mogła zostać poprawnie umieszczona, zaś taniec rakiety SpaceX przy lądowaniu był celowym zabiegiem, mającym nam zamydlić oczy. W końcu, oświadczenie SpaceX, że po ich stronie wszystko poszło dobrze, mogło być przykrywką, mającą na celu ukrycie przepalenia paru miliardów dolarów podatników. Sceptycyzm sugeruje ostrożność – nie zabrania nam jednak spekulować.
Wielu entuzjastów przeczesuje niebo w poszukiwaniu tajemniczej Zumy. W trakcie jej poszukiwań znaleziono w magnetosferze satelitę wystrzelonego 12 lat temu, z którym niemal natychmiast po starcie utracono łączność – co dowodzi, że żmudne przeczesywanie nieba jakieś efekty przynieść może. Być może kiedyś komuś uda się przyłapać Zumę na gorącym uczynku. Póki co jednak, ilekroć spoglądamy w niebo, musimy pamiętać, że ONI mogą nas obserwować!
Wyobraź sobie sytuację, w której dostajesz proste zadanie – przenieść włączony głośnik przez szklany korytarz w centrum handlowym, w godzinach szczytu. Nikt nie może się dowiedzieć, co niesiesz. A, i jeszcze – przy każdym kroku buty ci się świecą na czerwono. We współczesnym świecie, w którym wielu miłośników astronomii kieruje w niebo swoje teleskopy, zaś radioamatorzy podsłuchują co tylko mogą, zadanie wystawienia Zumy na orbitę jest raczej dość porównywalne.
Zuma, czyli tajny projekt, do którego tak w zasadzie nikt się nawet nie przyznaje, nie była rutynowym ładunkiem. Skonstruowana została przez Northrop Grumman, koszty produkcji zostały oszacowane na 3.5 mld USD przez The Wall Street Journal. Na samej konstrukcji się jednak nie kończy, gdyż producent Zumy zaprojektował i wykonał również mechanizm, który miał wyciągnąć satelitę z luku rakiety i umieścić w odpowiednim miejscu. Według oficjalnych doniesień Northrop Grumman, krytyczną kwestią było delikatne uwolnienie ładunku.
Mimo, iż nie upubliczniono informacji dotyczących docelowej orbity, musiano otwarcie powiedzieć o obszarach, w których można się spodziewać rakiety – choćby w przypadku awarii. Na tej podstawie obliczono, że inklinacja satelity, czyli nachylenie względem równika, wyniesie około 51 stopni. W momencie startu zaś, obserwacja unoszącej się rakiety dała nam dodatkową wskazówkę – wysokość docelową, wynoszącą od 900 do 1000 km nad Ziemią. Obie te wartości są niezwykłe i niespotykane dla sztucznych obiektów krążących wokół naszej planety.
Peter Horstink, holenderski pilot prowadził w dniu startu Zumy samolot pasażerski lecący z Amsterdamu do Johannesburga. W okolicach Chartumu udało mu się zrobić fotografię rakiety Falcon 9 wracającej z orbity, wyrzucającej z siebie chmury paliwa – to standardowe zachowanie, by w razie utraty kontroli nad torem lotu rakiety nie doszło do ogromnej eksplozji przy uderzeniu o ziemię. Jednak coś było nie tak – strumienie tworzyły piękną spiralę, rakieta spadała obracając się. To już normalne nie jest – znaczy to, że w nieprzewidziany sposób przeniósł się środek ciężkości i może to świadczyć o nieudanym odłączeniu Zumy od Falcona. Podobnej obserwacji dokonano również w Sudanie.
Zuma otrzymała jednak swój desygnat – USA-280. Oznacza to, że musiała przynajmniej raz obiec kulę ziemską. Nie znaczy to jeszcze, że jej umieszczenie na orbicie się udało – ponieważ miała się znaleźć na bardzo dużej wysokości, potrzebowała mniej więcej półtora okrążenia, by tam dotrzeć.
I to w zasadzie wszystko, co wiemy. Oficjalne stanowisko SpaceX brzmiało, jakoby firma wykonała swoją część roboty w stu procentach poprawnie. Z oczywistych względów nikt nie chciał dyskutować szczegółów tajnego projektu na forum publicznym. Skoro wyczerpaliśmy temat i nic więcej z historii nie wycisnę – pora przenieść się w czasie.
W 1990 roku wystrzelono satelitę MISTY-1, lub też oficjalnie USA-53, która krążyła wokół Ziemi przez przynajmniej siedem lat. Jednakże sześć dni po jej wystrzeleniu wystosowano oficjalny komunikat, jakoby doszło do eksplozji MISTY-1. Istotnie, nie dało się już dostrzec satelity. Jednakże nie dlatego, że coś się na orbicie stało, ale dlatego, że został uruchomiony zestaw urządzeń, który miał ukryć obiekt za nimi schowany. Skąd to wiemy? Z patentu jednego z podwykonawców, Teledyne Industries, do którego link znajdziesz w opisie odcinka. I właśnie po siedmiu latach od wystrzelenia, podczas manewrów, MISTY-1 wychyliła się nieco zza swojego parasola i pokazała pośladki, dostrzeżone przez astronomów-amatorów. Jej parasolowi zaś zdarzało się też czasem w dość niespodziewany sposób odbijać światło. Eksperyment jednak dowiódł, że schować satelitę na orbicie raczej się da.
Wybierzmy się jeszcze w jedną wycieczkę wehikułem czasu, nim wrócimy do Zumy. W 2007 roku Biuro Budżetowe Kongresu Stanów Zjednoczonych wydało opracowanie pod tytułem Alternatywy dla wojskowego radaru kosmicznego. Zaproponowano cztery warianty urządzeń, które mogłyby mieć oko na bardzo dużą przestrzeń, równie dobrze podglądać ląd jak i oceany, a przy tym być trudnym do wykrycia. Jednym z warunków każdego wariantu takiego urządzenia jest inklinacja 53 stopnie oraz wysokość tysiąca kilometrów nad powierzchnią Ziemi. Z bardzo podobnymi wartościami się już się spotkaliśmy. Oczywiście, by nie być gołosłownym, dokument ten umieściłem w opisie odcinka.
Oczywiście, może być to przypadek. Są to praktycznie jedyne weryfikowalne rzeczy, które możemy intuicyjnie wiązać z tym, co wiemy o Zumie, zaś ludzki umysł strasznie lubi zaciskać węzły przyczynowo-skutkowe. Zuma mogła zostać niepoprawnie oddzielona, nie dolecieć do docelowej orbity i spłonąć przy powrocie w atmosferę w losowym miejscu i czasie. Mogła zostać poprawnie umieszczona, zaś taniec rakiety SpaceX przy lądowaniu był celowym zabiegiem, mającym nam zamydlić oczy. W końcu, oświadczenie SpaceX, że po ich stronie wszystko poszło dobrze, mogło być przykrywką, mającą na celu ukrycie przepalenia paru miliardów dolarów podatników. Sceptycyzm sugeruje ostrożność – nie zabrania nam jednak spekulować.
Wielu entuzjastów przeczesuje niebo w poszukiwaniu tajemniczej Zumy. W trakcie jej poszukiwań znaleziono w magnetosferze satelitę wystrzelonego 12 lat temu, z którym niemal natychmiast po starcie utracono łączność – co dowodzi, że żmudne przeczesywanie nieba jakieś efekty przynieść może. Być może kiedyś komuś uda się przyłapać Zumę na gorącym uczynku. Póki co jednak, ilekroć spoglądamy w niebo, musimy pamiętać, że ONI mogą nas obserwować!
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz