#27 – Eksperyment Filadelfia

O eksperymencie Filadelfia usłyszałem po raz pierwszy w ogólniaku, podczas lekcji fizyki, z ust nauczyciela. Bardzo się cieszę, że udało się dożyć czasów, w których możemy łatwo dotrzeć do dokumentów zagranicznych organizacji rządowych.

…psst! chcesz trochę dobrego towaru? w ramach akcji #wiosenneprzebudzenie, promującej polskie podcasty, przygotowałem specjalny odcinek, w którym rekomenduję trzy podcasty, które zapewne ci się spodobają – zapraszam na https://sprawdzam.studio/link/wiosenneprzebudzenie . Nie zapomnij zostawić lubiśka pod fanpejdżem 😉 

Chcesz wiedzieć więcej?

https://sprawdzam.studio/link/filadelfia-allende opracowanie książki Jessupa z notatkami Allena

https://sprawdzam.studio/link/filadelfia-navy komentarz marynarki wojennej o eksperymencie

https://sprawdzam.studio/link/filadelfia-engstorm więcej o USS Engstorm

W 1943 roku USS Eldridge, amerykański niszczyciel eskortowy został wybrany do przeprowadzenia na nim tajemniczego eksperymentu, który zaowocować miał jego zniknięciem – zarówno z radarów, ale również sprzed oczu. Eksperyment miał się udać aż za bardzo, okręt się zdematerializował i pojawił w zupełnie innym miejscu. Jego załoga zaś miała doświadczyć jeszcze dziwniejszych rzeczy – niektórzy zaginęli, inni zaś zmaterializowali się wewnątrz struktury statku, na przykład w jego ścianie. Brzmi niewiarygodnie? Dajmy mu szansę, sprawdzam!

Przypadek tajemniczego eksperymentu zaczął niemrawo się rozkręcać w 1955 roku, kiedy to Carlos Miquel Allende skontaktował się z Morrisem K. Jessupem, autorem książki The case for UFO’s. Twierdził on, że był naocznym świadkiem wspomnianego eksperymentu. Podstawę naukową miał dać Albert Einstein wraz z jego Jednolitą teorią pola. Swoją drogą, Carlos Allende miał nad nią z Einsteinem współpracować, co za niefart, że nie ma po tym żadnego śladu. Nie zabrakło innych wielkich nazwisk, w przygotowaniach do eksperymentu miał wziąć udział von Neumann czy Tesla, który zmarł ponad pół roku przed wodowaniem USS Eldridge. W 1957 Carlos Allende wysłał książkę Jessupa ze swoimi notatkami na marginesach do Biura Badań Morskich przy Marynarce Wojennej Stanów Zjednoczonych. Oprócz wzmianek o eksperymencie, notatki szeroko mówiły o UFO, zaginionych kontynentach i podróżach w czasie. W 1973 roku Gray Barker wydał opracowanie będące repliką książki Jessupa z adnotacjami Carlosa Allende, więc możemy dużo lepiej przyjrzeć się stopniom obłędu – zarówno w treści samej książki, jak i w dopiskach. Książkę znajdziesz oczywiście w linkach w opisie odcinka, ja zaś dokonam małego cytatu w tłumaczeniu własnym – co szczególnie łatwe nie było.

Każdy, kto czyta tę książkę musi wiedzieć, że kwanty elektronów, wewnątrz struktur molekularnych, mają podobne pola jak orbity planet. Elektrony w metalu przechodzą przez coś, co w systemach planetarnych byłoby miliardami mil, przedstawiając trzy pola – grawitacyjne, martwego punktu lub węzła oraz wiru lub neutralne, jako jedną rzecz, tylko różnie nazywaną. Rozumiejąc co osiągnął dr. Albert Einstein, jest jasne, jak ciała stałe mogą stać się energią lub się rozpuścić, oraz jak mogą natychmiast opuścić zakres światła widzialnego. To tylko jedna perełka wybrana z teorii zunifikowanego pola elektromagnetycznego Einsteina, przez wszystkie substancje i poprzez cały intergalaktyczny Wszechświat. Amerykańskie eksperymenty z ’43 potężnie to udowodniły!

Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o zakazanej fizyce, podziemnych miastach, potężnych statkach kosmicznych na orbitach i dwóch walczących o Ziemię rasach kosmitów – S-M oraz L-M, odsyłam do PDFa w opisie. Nie wytrzymię ani słowa więcej stamtąd. Pamiętam tylko, że L-M są spoko, a S-M chcą nas zniszczyć. Sam styl pisania jest już męczący, a treść tylko podwyższa poziom zużycia many.

Chciałbym zobaczyć miny pracowników biura, którzy pierwszy raz przeczytali te słowa. Ale biuro, jak to biuro, z drobiazgowością przeprowadziło dochodzenie. Okazało się, że Carlos Miquel Allende to tak naprawdę Carl Allen, mieszkający z rodzicami, znerwicowany chłopak, którego ulubionym zajęciem było skrobanie ołówkiem po marginesach książek. Jessup, nieszczególnie wzruszony rewelacjami Carlosa Allende, odpisywał rzadko i niedbale, więc Carlos, a w zasadzie Carl, wziął sprawy w swoje ręce, przelał strumień myśli na papier i wysłał. Rzeczywistość zaprzeczała niemal każdej jego tezie, w 43 okręty wojenne miały ważniejsze zajęcia niż znikanie i teleportacja, a ich trasy, oraz to co się działo w ich podróży było dokładnie opisywane w dokumentach.

Jak każdy dobry mit, historia eksperymentu Filadelfia ewoluowała z czasem – początkowo Carl Allen wspominał USS Eldridge tylko z nazwy, później z numeru DE 173, później zaś twierdził, że są dwa identyczne DE 173, zaś w 1979 stwierdził, że jednak coś pokręcił i chodzi o DE 173 oraz DE 168. Niekonsekwencja w tak bazowych danych jest charakterystyczna dla osób, które mit próbują tworzyć. Może być to spowodowane przyciśnięciem do muru i obaleniem tezy przez jakiegoś krytyka – jak na przykład to, że absurdalnym byłoby istnienie dwóch okrętów o tym samym numerze, lub ewentualnie sam proponent mitu nie pamięta już dokładnie co mówił dwie książki i pięć wywiadów temu i się gubi w zeznaniach. Zauważ, że osoby broniące cudzych mitów – jak na przykład antyszczepionkowcy czy członkowie innych sekt – mają stałą, niezmienną narrację, dopóki guru nie powie im nowych rzeczy, które mają mówić.

W latach 80 i 90 pojawiło się również kilka osób, które zapragnęły pchnąć historię dalej i podając się za marynarzy, którzy służyli na USS Eldridge opowiadali tę samą śpiewkę. Choć nigdy nie udało im się przebić ponad występ w Starożytnych Kosmitach oraz każdemu z nich udowodniono oszustwo, nie przeszkodziło to fanatykom rzeczywistości alternatywnej zachwycać się kolejnymi „twardymi dowodami”, kompletnie ignorując to, co zaprzecza ich wizji świata, pełnego tajemnic i promieniowania elektromagicznego.

Mimo wszystko, mit w postaci oszlifowanej – bez dziwnych kosmitów i podróży w czasie, jest całkiem ładny, całkiem plastyczny. Trafił w końcu do Hollywood, choć nie w szczególnie uzdolnione ręce, ale na pewno pomogło mu to przebić się do głównego nurtu. Historia sama w sobie jest piękna – łączy w sobie marzenia o byciu niewidzialnym i wykorzystania tego do niecnych celów, co przechodził każdy nastoletni chłopiec. Mamy eksperyment i zabawę w boga, nieprzewidziane rezultaty i karę za pychę. Świetny materiał na film science fiction, lecz choć kropli prawdy w tym… chwila moment.

USS Engstorm, niszczyciel klasy Evarts o numerze DE 50 został zwodowany 24 lipca 1942 roku. Konstruowany był w stoczni Marynarki Wojennej w Filadelfii. W czerwcu 1943 roku ruszył z Filadelfii do Norfolk, pokonując w sześć godzin trasę, która statkom handlowym zajmowała dwa dni. Teleportacja? Można odnieść takie wrażenie, ale tylko jeżeli założymy, że okręty wojskowe korzystają wyłącznie ze szlaków handlowych. Engstorm wziął skrót. Co więcej, mijał się wówczas z USS Eldridge, a wszystko to wiemy z dokumentów oraz relacji załoganta USS Engstrorm – Edwarda Dudgeona, co do którego istnieją dokumenty potwierdzające jego obecność w tym czasie na tym okręcie. Żeby było zabawniej, jednostka ta brała udział w eksperymentach polegających na rozmagnetyzowaniu kadłuba – jak całkiem spory kawałek floty w 1943. Eksperyment ten faktycznie miał ukrywać okręt, ale wyłącznie przed dość prymitywnymi minami morskimi. Oprzyrządowanie, czyli w zasadzie spore cewki montowane na okręcie mogły budzić zdziwienie i niezrozumienie wśród szeregowych marynarzy, jak i samo zjawisko magnetyzmu mogło się im wydawać nieco magiczne.

Ot, cała historia. Możliwe że Carl Allen gdzieś zasłyszał fragment rozmowy o tym eksperymencie, po czym białe pola wypełnił własną fantazją, w której siedzi z Einsteinem i znika statki.  Stworzył swoje alter ego, Carlosa Allende Grande Cojones, superbohatera wojennego, którym Allen nigdy nie był. Kropla prawdy w dzisiaj znanej historii jest w dawce homeopatycznej, mniej więcej jak w sucharze o rozdawaniu Mercedesów na Placu Czerwonym. 

Nierzadko zdarza mi się usłyszeć, że jeśli jakaś historia ma w sobie ziarno prawdy, odwołania do mierzalnej i weryfikowalnej rzeczywistości, to nie można jej tak łatwo wrzucać do kubła na bzdury. Eksperyment Filadelfia jednak dobitnie pokazuje, że można stworzyć opowieść opartą na faktach, która nie będzie miała w sobie choć trochę prawdy. 

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *