Pontyfikat Jana Pawła I trwał zaledwie 33 dni. Co mogło się stać, że został tak gwałtownie przerwany? Czy zabiła go włoska mafia, czy może coś jeszcze trudniejszego do zaakceptowania?
Chcesz wiedzieć więcej?
https://sprawdzam.studio/link/jpi-bankier-boga – Śmierć „Bankiera Boga”
https://sprawdzam.studio/link/jpi-norwich John Julius Norwich o śmierci papieża
https://sprawdzam.studio/link/jpi-jak-polacy-umieraja Jak Polacy umierają? Raport dotyczący długości życia i przyczyn śmierci
https://sprawdzam.studio/link/jpi-smierc-wlochy główne przyczyny śmierci we Włoszech
Są tematy, do których podchodzę jak do jeża. Coś poczytam, coś popatrzę, zostawię na później, wrócę po jakimś czasie, ustalę coś zupełnie sprzecznego z wcześniejszymi wnioskami, wywalę połowę notatek do kosza i zacznę pisać odcinek od nowa. Tak właśnie było w tym przypadku – historii papieża Jana Pawła I, który sprawował urząd przez zaledwie 33 dni, po czym zmarł na zawał serca. Przypadek? Sprawdzam!
Albino Luciani, urodzony w 1912 roku, został wybrany na stanowisko papieża przez konklawe w sierpniu 1978. Obrady były wyjątkowo krótkie, a biskupi wyjątkowo jednomyślni. Już drugiego dnia pojawił się biały dym, obwieszczający podjęcie decyzji. Kardynał Albino Luciani został ogłoszony papieżem i przyjął imię Jan Paweł I. Od pierwszych chwil na nowym stanowisku był krnąbrny. Jako pierwszy papież w znanej nam historii odmówił koronacji i założenia bogato zdobionej, tradycyjnej tiary. Jako pierwszy wybrał podwójne imię, a także jako pierwszy, do swojego papieskiego imienia dołożył przyrostek „pierwszy”. Zauważ, że nawet obecny papież jest nazywany Franciszkiem, a nie Franciszkiem Pierwszym. Złamał również tradycję majestatycznego mówienia w liczbie mnogiej o sobie samym. Odmówił bycia noszonym na lektyce – do momentu gdy nie wyjaśniono mu, że jest to niezbędne, by wierni na Placu Świętego Piotra mogli go widzieć – no ale dobrych intencji odmówić mu nie można.
Jan Paweł I zdefiniował sześć kluczowych punktów, które chciał zrealizować swoim pontyfikatem. Była to odnowa kościoła rzymskokatolickiego poprzez dalsze wdrażanie ustaleń Soboru Watykańskiego II, co niespecjalnie było dobrze odbierane przez ultrakonserwatywną flankę duchownych, rewizja prawa kanonicznego – czym mógł się narazić absolutnie każdemu, przypomnienie, że rolą kościoła jest głoszenie Ewangelii, umacnianie wspólnoty, promocja dialogu, walka o pokój i sprawiedliwość na świecie.
Nie zdążył się tym zająć. Trzydziestego trzeciego dnia swojego pontyfikatu rano został znaleziony martwy. Jego ciało zabalsamowano bez autopsji i pochowano, a nagłość sytuacji rozpaliła podejrzenia.
David Yallop w swojej książce W imieniu Boga postawił hipotezę, jakoby Albino Luciani miał się narazić z powodu nadmiernego zainteresowania szemranymi interesami w Banku Watykańskim. Mówimy tu o magicznym wyparowaniu ćwierci miliarda dolarów, do którego przyczynili się ówczesny prezes banku, Paul Marcinkus, oraz Roberto Calvi z Banco Ambrosiano, który obsługiwał konta włoskiej mafii i lewe rachunki polityków. Dodatkowego mroku wątkowi korupcyjnemu dodaje fakt, że Roberto Calviego znaleziono martwego w 1982 roku, krótko przed ujawnieniem afery. O ile pierwsze śledztwo wykazało, że jego śmierć była wynikiem samobójstwa, późniejsza rewizja ustaleń i dowodów wymuszona przez rodzinę Calviego nie potwierdziła tych wniosków, pozostawiając przyczynę śmierci jako nieustaloną, zaś trzecia rewizja materiałów źródłowych wykazała, że Calvi padł ofiarą morderstwa, jednakże wiele dokumentów i jeden komputer z przetworzonymi już danymi, dowodzącymi przyczyny zgonu, zostało skradzionych. Co więcej, książka Yallopa ukazała się w 1984, niedługo po śmierci Calviego, zaś finał mafijnych opowieści, w tym kradzieże dowodów, które teraz poruszam, dział się na przełomie XX i XXI wieku.
Roberto Calvi nie był jednak osobą duchowną, a z Watykanem łączyły go tylko, a może aż – interesy. Macki mafijnej ośmiornicy jednak zacisnęły się właśnie na jego szyi, nie docierając do Paula Marcinkusa, który był drugą, uświęconą nogą całego kryminalnego biznesu. Przestępstwa finansowe z Bankiem Watykanu nie były jednak jedynym przewinieniem Calviego, był on umoczony w biznesy mafijne i polityczne, choć w przypadku Włoch lat 70 i 80 rozdzielanie mafii i polityki za bardzo sensu nie ma. Jest więc spora szansa na to, że miał dużo więcej sekretów niż ćwierć dużej bańki z Watykanu.
Zamach na życie zwraca uwagę, zamach na życie papieża – przykuwa ją. Jan Paweł I miał „plecy” w Watykanie, jego polityka, plany i podejście było znane przed konklawe i to właśnie dlatego został wybrany niemal natychmiast. Przyjrzyjmy się jednak dokładniej 29 września 1978 roku. Około ósmej rano biuro prasowe Watykanu wydaje oświadczenie:
Dziś rano, około 5:30, sekretarz papieża odnajduje jego ciało w papieskiej sypialni, siedzącego w łóżku. Światła były zapalone. Watykański lekarz, dr Buzonetti, został natychmiast wezwany na miejsce. Lekarz stwierdził, że zgon miał miejsce o 11 wieczorem poprzedniego dnia, a przyczyną był zawał mięśnia sercowego.
Pojawiają się jednak świadkowie, którzy twierdzą, że ciało zostało odnalezione przez zakonnicę, Vincenzę Taffarel około 4 nad ranem. Pojawiają się też głosy, że śmierć papieża nastąpiła jednak nad ranem, i to w wyniku zatoru tętnicy płucnej, a nie zawału serca. Watykan nie wydaje dalszych oświadczeń w związku z tymi zarzutami – na dobrą sprawę milczy o tym do dzisiaj.
Biograf Jana Pawła I, Camillo Bassotto, porusza wątek siostry Vincenzy. Jak się okazuje, złożyła ona przysięgę milczenia, i tylko dzięki gwarancji, że Bassotto nie ujawni szczegółów ich rozmowy do jej śmierci, zgodziła się na pozostawienie mu jej relacji z poranka 29 września 1978.
Około 5 rano zostawiłam poranną kawę w przedsionku papieskiej sypialni. Zapukałam, lecz nie otworzył. Wróciłam po jakimś czasie – kawa cały czas była tam, gdzie ją zostawiłam. Zapukałam ponownie, zaczęłam go wołać, lecz nie było odpowiedzi. Moje serce zaczęło walić. Weszłam do sypialni, lampa na stole była włączona. Odciągnęłam zasłonę, która osłaniała łóżko. Papież na nim siedział, miał ciągle założone okulary, a w dłoni trzymał jakieś kartki. Sprawdziłam puls i zrozumiałam, że zapadł w wieczny sen.
Jest to oczywiście stanowisko całkiem inne niż to, które wystosował Watykan. Siostra Vincenza raczej nie miała powodu by kłamać. Otwartym pytaniem zostaje, czy Watykan kłamał oraz jakie mógłby mieć ku temu powody.
Bassotto dodaje również, że siostra Vincenza stwierdziła, że ciało papieża było ciepłe. Do tego jednak warto podejść powściągliwie, ponieważ stwierdzenie „ciało było ciepłe”, bez odpowiednich pomiarów, to za mało, by wyciągać jakiekolwiek wnioski. Kłopoty zaczynają się jednak, gdy dokopiemy się do wywiadu telewizji RAI z braćmi Signoracci, watykańskimi balsamistami, którzy zapytani o szacowany przez nich czas zgonu stwierdzili, że musiało to być między 4 a 5 rano.
Nieprawdę w oficjalnym komunikacie biura prasowego Watykanu potwierdza nawet sam sekretarz Jana Pawła I, John Magee. W 1990 roku w wywiadzie radiowym oświadczył, że owszem, znalazł ciało papieża, ale nie on pierwszy to zrobił. Na doktora Buzzonettiego spadają dalsze gromy – historyk John Julius Norwich zarzuca mu, nie można stwierdzić zawału mięśnia sercowego tak szybko, bez autopsji, a tej nigdy nie dokonano – ciało od razu zostało zabalsamowane. O co tu chodzi?
Oliwy do ognia dolewa książka Stefanii Falasci Pope Luciani, Chronicle of a Death z 2017 roku, z której dowiadujemy się, że papież skarżył się na bóle w klatce piersiowej wieczorem przed śmiercią, ale to zbagatelizował i nie posłał po lekarza. Na scenę dostaje się siostra Margarita Marin, opisywana przez media jako jedna z dwóch zakonnic, które znalazły ciało papieża – mimo że siostra Vincenza w swojej historii nie wspominała, że nie była tam sama. Siostra Margarita podaje dokładne godziny i wydarzenia, zaś media to łatwo podchwytują i krzyczą, że tajemnica śmierci Jana Pawła I została wreszcie rozwiązana. Śmiem wątpić, ale o tym za chwilę.
Teraz przeniesiemy się w obszar spekulacji i spróbujmy udzielić kilku odpowiedzi. Zebrane informacje są sprzeczne ze sobą. Nie mamy twardych materiałów źródłowych w postaci raportu z autopsji, bo autopsji nie było – co samo w sobie wydaje się podejrzane, ale winić za to możemy wyłącznie tradycję panującą w Watykanie. Papieży się balsamuje jak najszybciej po śmierci, a autopsja byłaby czymś na zasadzie bluźnierstwa czy znieważenia głowy Kościoła. Ciało Jana Pawła I zapewne było już w trakcie procesu balsamowania nim ktokolwiek się zastanowił nad tym, że sprawa może mieć podłoże kryminalne.
Mamy trzy sprzeczne relacje z pierwszej ręki – oficjalną notkę prasową, zeznania z wywiadów i książek z lat 80, oraz zeznania z 2009, upublicznione w 2017. Dlaczego tym ostatnim ufam najmniej? Siostra Margarita, o której wcześniej nawet nie wiedzieliśmy, by była przy całym wydarzeniu, informuje nas o konkretnym przebiegu, minuta po minucie, tragicznego dnia, ale opowiada to 31 lat po śmierci papieża. Szokujące momenty życia zapadają nam w pamięć, lecz pamięć jest wadliwa. Nie tylko sama się z czasem zaciera, ale też za każdym razem, gdy wspominamy odległe wydarzenie, możemy podświadomie na wspomnienie wpłynąć i później być całkowicie pewnym, że przeżyliśmy coś, co w rzeczywistości wyglądało zupełnie inaczej. Tak samo się zdarzy, jeśli usłyszymy w radiu czy telewizji informację o wydarzeniu, w którym uczestniczyliśmy – to również wpływa na nasze postrzeganie, a jeśli medium będzie dostatecznie przekonujące, to chętnie zastąpimy wygodnym kłamstwem nieprzyjemną prawdę. Notka prasowa zaś jest błędna – wiemy to, ponieważ zeznania co do tego, kto znalazł ciało papieża są spójne – była to siostra Vincenza, pojawia się w tym kontekście spójnie w każdej relacji. Brak późniejszego sprostowania notki przez biuro prasowe Watykanu dowodzi swego rodzaju niechlujstwa. Walnęliśmy się? Oj tam oj tam, jedziemy dalej. A myślę że się zgodzimy, że sprostowanie jej teraz, po tak wielu latach, jedynie rozgrzałoby kociołki z teoriami spiskowymi do czerwoności. Przypuszczam że notka ta została wypuszczona w panice, naprędce, a zanim biuro prasowe się połapało, co zostało wypuszczone, szkoda już wyrządzona została.
Czy Jan Paweł I został otruty? Jest to niezwykle nieprawdopodobne. Otoczenie papieży, jak i innych głów państwa jest niezwykle hermetyczne, zaś zamachy, które się wydarzają, pokazują nam, co jest możliwe. Otrucia cały czas się zdarzają, wystarczy wspomnieć choćby sprawy Siergieja Skripala czy Aleksandra Litwinienki z ostatnich lat, lecz te osoby nie mają nawet promila tej hermetyzacji, jakie mają głowy państw. Historia XX wieku udowadnia nam, że w takich zamachach przydaje się dobry strzelec, jak to było w przypadku zamachu na Kennedy’ego oraz Jana Pawła II. A dobrych strzelców we włoskiej mafii w tamtych czasach raczej nie brakowało. Spisek po stronie Kościoła też można między bajki włożyć, bo przecież nie po to został wybrany na papieża, żeby go zaraz zamordować – zrobiliby to 40 dni wcześniej, to byśmy pewnie dziś nawet o jego historii nigdy nie słyszeli.
No to co się stało? Albino Luciani zmarł w wieku 65 lat. Według danych Banku Światowego, średnia długość życia mężczyzn w Europie w roku 1980 wynosiła nieco poniżej 61 lat. Oczywiście papież miał dostęp do najnowszych metod diagnostycznych i leczenia. Jeśli przyczyną śmierci było coś związanego z układem krążenia – a doniesienia mówią o zawale mięśnia sercowego lub zatorze płucnym, to pamiętajmy, że są to stany niezwykle gwałtowne i po dziś dzień zbierające potężne żniwo śmierci. Według Głównego Urzędu Statystycznego, w Polsce w 1980, choroby układu krążenia były odpowiedzialne za 47 procent wszystkich zgonów i w każdym roczniku statystycznym to właśnie choroby układu krążenia są najpowszechniejszą przyczyną śmierci – głównie dlatego, że jak przychodzi co do czego, to zabijają niezwykle szybko. Kilka godzin, które papież spędził samotnie w swojej sypialni wystarczy aż nadto. I tak, w krajach śródziemnomorskich dieta, klimat i styl życia redukują tę przyczynę do jednej trzeciej, to również we Włoszech choroby układu krwionośnego są główną przyczyną śmierci.
No ale chwila moment, czy nie jest dziwne, że zmarł tak szybko po tym, jak został papieżem? No przecież to oczywiste… że nie, nie ma w tym nic dziwnego. Twój mózg analizując problem, będzie starał się łączyć fakty, pokazując, że coś wynika z czegoś. To zdolna bestia, więc z pewnością znajdzie rozwiązanie, które będzie eleganckie i ładne, wygodne do zapamiętania. Ale mózg jest narzędziem jak każde inne, a my albo nauczymy się z niego korzystać, albo będziemy się sami wodzić za nos. Być może teraz właśnie gdzieś z tyłu głowy zastanawiasz się, kto mi zapłacił, bym tuszował sprawę morderstwa Jana Pawła I. Mózg to cwany analizator, ale nie ma w sobie zaszczepionego uniwersalnego wzorca prawdy, ponieważ uniwersalny wzorzec prawdy nie istnieje. Używając logiki, unikając błędów myślowych i zasadniczo – świadomie korzystając z tego, co mamy między uszami, dopiero możemy zacząć mówić, że w jakimś kierunku ta analiza zmierza.
A zmierza powoli do końca, ponieważ Watykan raczej nie powie nam, co się tak naprawdę stało, skoro nie zrobił tego przez tyle lat. Na autopsję również zapewne nie pozwoli. Jednak historia śmierci Albino Lucianiego jest świetnym treningiem naszego aparatu postrzegania świata. Zabawne, jak bardzo jesteśmy gotowi kopać i szukać wyjątkowych przyczyn śmierci, jednocześnie odrzucając konsekwencje chorób krążenia, przez które umrze co drugi z nas.
Na sam koniec przyznam się, że to moje trzecie podejście do tego tematu. Trochę z przypadku trafiłem na krótkie opracowanie dotyczące Jana Pawła I, całkiem atrakcyjnie przedstawiające tezy Yallopa, wiążącego śmierć papieża z działaniem mafii. Szukając materiałów trafiłem nawet na wypowiedzi papieża, w których mówi, że jego czas jest ograniczony… i chyba to było punktem zwrotnym. Pamiętam, jak w 2014 gruchnęła w mediach wypowiedź papieża Franciszka, że zostały mu dwa, trzy lata. Papież, jak widzimy, ma się dobrze, ale czy nie byłoby niezłym paliwem dla teorii spiskowych, gdyby coś poważnego mu się stało w 2016 czy 17? Nie trzeba być papieżem, by wiedzieć, że dni każdego z nas są policzone, a pogodzenie się z tym jest manifestacją pokory, która w odpowiednim kontekście zostanie jednak zrozumiana jako „no, wiedział że się na niego czają, ostrzegał nas o tym, ale i tak zginął”. A gdy już coś się nam ładnie w czaszce ułoży, to potem ciężko się będzie tego pozbyć, dlatego w burzliwym związku ze swoim mózgiem pamiętaj, że nie jest takie oczywiste, kto z was dwojga sprawuje kontrolę.
Albino Luciani, urodzony w 1912 roku, został wybrany na stanowisko papieża przez konklawe w sierpniu 1978. Obrady były wyjątkowo krótkie, a biskupi wyjątkowo jednomyślni. Już drugiego dnia pojawił się biały dym, obwieszczający podjęcie decyzji. Kardynał Albino Luciani został ogłoszony papieżem i przyjął imię Jan Paweł I. Od pierwszych chwil na nowym stanowisku był krnąbrny. Jako pierwszy papież w znanej nam historii odmówił koronacji i założenia bogato zdobionej, tradycyjnej tiary. Jako pierwszy wybrał podwójne imię, a także jako pierwszy, do swojego papieskiego imienia dołożył przyrostek „pierwszy”. Zauważ, że nawet obecny papież jest nazywany Franciszkiem, a nie Franciszkiem Pierwszym. Złamał również tradycję majestatycznego mówienia w liczbie mnogiej o sobie samym. Odmówił bycia noszonym na lektyce – do momentu gdy nie wyjaśniono mu, że jest to niezbędne, by wierni na Placu Świętego Piotra mogli go widzieć – no ale dobrych intencji odmówić mu nie można.
Jan Paweł I zdefiniował sześć kluczowych punktów, które chciał zrealizować swoim pontyfikatem. Była to odnowa kościoła rzymskokatolickiego poprzez dalsze wdrażanie ustaleń Soboru Watykańskiego II, co niespecjalnie było dobrze odbierane przez ultrakonserwatywną flankę duchownych, rewizja prawa kanonicznego – czym mógł się narazić absolutnie każdemu, przypomnienie, że rolą kościoła jest głoszenie Ewangelii, umacnianie wspólnoty, promocja dialogu, walka o pokój i sprawiedliwość na świecie.
Nie zdążył się tym zająć. Trzydziestego trzeciego dnia swojego pontyfikatu rano został znaleziony martwy. Jego ciało zabalsamowano bez autopsji i pochowano, a nagłość sytuacji rozpaliła podejrzenia.
David Yallop w swojej książce W imieniu Boga postawił hipotezę, jakoby Albino Luciani miał się narazić z powodu nadmiernego zainteresowania szemranymi interesami w Banku Watykańskim. Mówimy tu o magicznym wyparowaniu ćwierci miliarda dolarów, do którego przyczynili się ówczesny prezes banku, Paul Marcinkus, oraz Roberto Calvi z Banco Ambrosiano, który obsługiwał konta włoskiej mafii i lewe rachunki polityków. Dodatkowego mroku wątkowi korupcyjnemu dodaje fakt, że Roberto Calviego znaleziono martwego w 1982 roku, krótko przed ujawnieniem afery. O ile pierwsze śledztwo wykazało, że jego śmierć była wynikiem samobójstwa, późniejsza rewizja ustaleń i dowodów wymuszona przez rodzinę Calviego nie potwierdziła tych wniosków, pozostawiając przyczynę śmierci jako nieustaloną, zaś trzecia rewizja materiałów źródłowych wykazała, że Calvi padł ofiarą morderstwa, jednakże wiele dokumentów i jeden komputer z przetworzonymi już danymi, dowodzącymi przyczyny zgonu, zostało skradzionych. Co więcej, książka Yallopa ukazała się w 1984, niedługo po śmierci Calviego, zaś finał mafijnych opowieści, w tym kradzieże dowodów, które teraz poruszam, dział się na przełomie XX i XXI wieku.
Roberto Calvi nie był jednak osobą duchowną, a z Watykanem łączyły go tylko, a może aż – interesy. Macki mafijnej ośmiornicy jednak zacisnęły się właśnie na jego szyi, nie docierając do Paula Marcinkusa, który był drugą, uświęconą nogą całego kryminalnego biznesu. Przestępstwa finansowe z Bankiem Watykanu nie były jednak jedynym przewinieniem Calviego, był on umoczony w biznesy mafijne i polityczne, choć w przypadku Włoch lat 70 i 80 rozdzielanie mafii i polityki za bardzo sensu nie ma. Jest więc spora szansa na to, że miał dużo więcej sekretów niż ćwierć dużej bańki z Watykanu.
Zamach na życie zwraca uwagę, zamach na życie papieża – przykuwa ją. Jan Paweł I miał „plecy” w Watykanie, jego polityka, plany i podejście było znane przed konklawe i to właśnie dlatego został wybrany niemal natychmiast. Przyjrzyjmy się jednak dokładniej 29 września 1978 roku. Około ósmej rano biuro prasowe Watykanu wydaje oświadczenie:
Dziś rano, około 5:30, sekretarz papieża odnajduje jego ciało w papieskiej sypialni, siedzącego w łóżku. Światła były zapalone. Watykański lekarz, dr Buzonetti, został natychmiast wezwany na miejsce. Lekarz stwierdził, że zgon miał miejsce o 11 wieczorem poprzedniego dnia, a przyczyną był zawał mięśnia sercowego.
Pojawiają się jednak świadkowie, którzy twierdzą, że ciało zostało odnalezione przez zakonnicę, Vincenzę Taffarel około 4 nad ranem. Pojawiają się też głosy, że śmierć papieża nastąpiła jednak nad ranem, i to w wyniku zatoru tętnicy płucnej, a nie zawału serca. Watykan nie wydaje dalszych oświadczeń w związku z tymi zarzutami – na dobrą sprawę milczy o tym do dzisiaj.
Biograf Jana Pawła I, Camillo Bassotto, porusza wątek siostry Vincenzy. Jak się okazuje, złożyła ona przysięgę milczenia, i tylko dzięki gwarancji, że Bassotto nie ujawni szczegółów ich rozmowy do jej śmierci, zgodziła się na pozostawienie mu jej relacji z poranka 29 września 1978.
Około 5 rano zostawiłam poranną kawę w przedsionku papieskiej sypialni. Zapukałam, lecz nie otworzył. Wróciłam po jakimś czasie – kawa cały czas była tam, gdzie ją zostawiłam. Zapukałam ponownie, zaczęłam go wołać, lecz nie było odpowiedzi. Moje serce zaczęło walić. Weszłam do sypialni, lampa na stole była włączona. Odciągnęłam zasłonę, która osłaniała łóżko. Papież na nim siedział, miał ciągle założone okulary, a w dłoni trzymał jakieś kartki. Sprawdziłam puls i zrozumiałam, że zapadł w wieczny sen.
Jest to oczywiście stanowisko całkiem inne niż to, które wystosował Watykan. Siostra Vincenza raczej nie miała powodu by kłamać. Otwartym pytaniem zostaje, czy Watykan kłamał oraz jakie mógłby mieć ku temu powody.
Bassotto dodaje również, że siostra Vincenza stwierdziła, że ciało papieża było ciepłe. Do tego jednak warto podejść powściągliwie, ponieważ stwierdzenie „ciało było ciepłe”, bez odpowiednich pomiarów, to za mało, by wyciągać jakiekolwiek wnioski. Kłopoty zaczynają się jednak, gdy dokopiemy się do wywiadu telewizji RAI z braćmi Signoracci, watykańskimi balsamistami, którzy zapytani o szacowany przez nich czas zgonu stwierdzili, że musiało to być między 4 a 5 rano.
Nieprawdę w oficjalnym komunikacie biura prasowego Watykanu potwierdza nawet sam sekretarz Jana Pawła I, John Magee. W 1990 roku w wywiadzie radiowym oświadczył, że owszem, znalazł ciało papieża, ale nie on pierwszy to zrobił. Na doktora Buzzonettiego spadają dalsze gromy – historyk John Julius Norwich zarzuca mu, nie można stwierdzić zawału mięśnia sercowego tak szybko, bez autopsji, a tej nigdy nie dokonano – ciało od razu zostało zabalsamowane. O co tu chodzi?
Oliwy do ognia dolewa książka Stefanii Falasci Pope Luciani, Chronicle of a Death z 2017 roku, z której dowiadujemy się, że papież skarżył się na bóle w klatce piersiowej wieczorem przed śmiercią, ale to zbagatelizował i nie posłał po lekarza. Na scenę dostaje się siostra Margarita Marin, opisywana przez media jako jedna z dwóch zakonnic, które znalazły ciało papieża – mimo że siostra Vincenza w swojej historii nie wspominała, że nie była tam sama. Siostra Margarita podaje dokładne godziny i wydarzenia, zaś media to łatwo podchwytują i krzyczą, że tajemnica śmierci Jana Pawła I została wreszcie rozwiązana. Śmiem wątpić, ale o tym za chwilę.
Teraz przeniesiemy się w obszar spekulacji i spróbujmy udzielić kilku odpowiedzi. Zebrane informacje są sprzeczne ze sobą. Nie mamy twardych materiałów źródłowych w postaci raportu z autopsji, bo autopsji nie było – co samo w sobie wydaje się podejrzane, ale winić za to możemy wyłącznie tradycję panującą w Watykanie. Papieży się balsamuje jak najszybciej po śmierci, a autopsja byłaby czymś na zasadzie bluźnierstwa czy znieważenia głowy Kościoła. Ciało Jana Pawła I zapewne było już w trakcie procesu balsamowania nim ktokolwiek się zastanowił nad tym, że sprawa może mieć podłoże kryminalne.
Mamy trzy sprzeczne relacje z pierwszej ręki – oficjalną notkę prasową, zeznania z wywiadów i książek z lat 80, oraz zeznania z 2009, upublicznione w 2017. Dlaczego tym ostatnim ufam najmniej? Siostra Margarita, o której wcześniej nawet nie wiedzieliśmy, by była przy całym wydarzeniu, informuje nas o konkretnym przebiegu, minuta po minucie, tragicznego dnia, ale opowiada to 31 lat po śmierci papieża. Szokujące momenty życia zapadają nam w pamięć, lecz pamięć jest wadliwa. Nie tylko sama się z czasem zaciera, ale też za każdym razem, gdy wspominamy odległe wydarzenie, możemy podświadomie na wspomnienie wpłynąć i później być całkowicie pewnym, że przeżyliśmy coś, co w rzeczywistości wyglądało zupełnie inaczej. Tak samo się zdarzy, jeśli usłyszymy w radiu czy telewizji informację o wydarzeniu, w którym uczestniczyliśmy – to również wpływa na nasze postrzeganie, a jeśli medium będzie dostatecznie przekonujące, to chętnie zastąpimy wygodnym kłamstwem nieprzyjemną prawdę. Notka prasowa zaś jest błędna – wiemy to, ponieważ zeznania co do tego, kto znalazł ciało papieża są spójne – była to siostra Vincenza, pojawia się w tym kontekście spójnie w każdej relacji. Brak późniejszego sprostowania notki przez biuro prasowe Watykanu dowodzi swego rodzaju niechlujstwa. Walnęliśmy się? Oj tam oj tam, jedziemy dalej. A myślę że się zgodzimy, że sprostowanie jej teraz, po tak wielu latach, jedynie rozgrzałoby kociołki z teoriami spiskowymi do czerwoności. Przypuszczam że notka ta została wypuszczona w panice, naprędce, a zanim biuro prasowe się połapało, co zostało wypuszczone, szkoda już wyrządzona została.
Czy Jan Paweł I został otruty? Jest to niezwykle nieprawdopodobne. Otoczenie papieży, jak i innych głów państwa jest niezwykle hermetyczne, zaś zamachy, które się wydarzają, pokazują nam, co jest możliwe. Otrucia cały czas się zdarzają, wystarczy wspomnieć choćby sprawy Siergieja Skripala czy Aleksandra Litwinienki z ostatnich lat, lecz te osoby nie mają nawet promila tej hermetyzacji, jakie mają głowy państw. Historia XX wieku udowadnia nam, że w takich zamachach przydaje się dobry strzelec, jak to było w przypadku zamachu na Kennedy’ego oraz Jana Pawła II. A dobrych strzelców we włoskiej mafii w tamtych czasach raczej nie brakowało. Spisek po stronie Kościoła też można między bajki włożyć, bo przecież nie po to został wybrany na papieża, żeby go zaraz zamordować – zrobiliby to 40 dni wcześniej, to byśmy pewnie dziś nawet o jego historii nigdy nie słyszeli.
No to co się stało? Albino Luciani zmarł w wieku 65 lat. Według danych Banku Światowego, średnia długość życia mężczyzn w Europie w roku 1980 wynosiła nieco poniżej 61 lat. Oczywiście papież miał dostęp do najnowszych metod diagnostycznych i leczenia. Jeśli przyczyną śmierci było coś związanego z układem krążenia – a doniesienia mówią o zawale mięśnia sercowego lub zatorze płucnym, to pamiętajmy, że są to stany niezwykle gwałtowne i po dziś dzień zbierające potężne żniwo śmierci. Według Głównego Urzędu Statystycznego, w Polsce w 1980, choroby układu krążenia były odpowiedzialne za 47 procent wszystkich zgonów i w każdym roczniku statystycznym to właśnie choroby układu krążenia są najpowszechniejszą przyczyną śmierci – głównie dlatego, że jak przychodzi co do czego, to zabijają niezwykle szybko. Kilka godzin, które papież spędził samotnie w swojej sypialni wystarczy aż nadto. I tak, w krajach śródziemnomorskich dieta, klimat i styl życia redukują tę przyczynę do jednej trzeciej, to również we Włoszech choroby układu krwionośnego są główną przyczyną śmierci.
No ale chwila moment, czy nie jest dziwne, że zmarł tak szybko po tym, jak został papieżem? No przecież to oczywiste… że nie, nie ma w tym nic dziwnego. Twój mózg analizując problem, będzie starał się łączyć fakty, pokazując, że coś wynika z czegoś. To zdolna bestia, więc z pewnością znajdzie rozwiązanie, które będzie eleganckie i ładne, wygodne do zapamiętania. Ale mózg jest narzędziem jak każde inne, a my albo nauczymy się z niego korzystać, albo będziemy się sami wodzić za nos. Być może teraz właśnie gdzieś z tyłu głowy zastanawiasz się, kto mi zapłacił, bym tuszował sprawę morderstwa Jana Pawła I. Mózg to cwany analizator, ale nie ma w sobie zaszczepionego uniwersalnego wzorca prawdy, ponieważ uniwersalny wzorzec prawdy nie istnieje. Używając logiki, unikając błędów myślowych i zasadniczo – świadomie korzystając z tego, co mamy między uszami, dopiero możemy zacząć mówić, że w jakimś kierunku ta analiza zmierza.
A zmierza powoli do końca, ponieważ Watykan raczej nie powie nam, co się tak naprawdę stało, skoro nie zrobił tego przez tyle lat. Na autopsję również zapewne nie pozwoli. Jednak historia śmierci Albino Lucianiego jest świetnym treningiem naszego aparatu postrzegania świata. Zabawne, jak bardzo jesteśmy gotowi kopać i szukać wyjątkowych przyczyn śmierci, jednocześnie odrzucając konsekwencje chorób krążenia, przez które umrze co drugi z nas.
Na sam koniec przyznam się, że to moje trzecie podejście do tego tematu. Trochę z przypadku trafiłem na krótkie opracowanie dotyczące Jana Pawła I, całkiem atrakcyjnie przedstawiające tezy Yallopa, wiążącego śmierć papieża z działaniem mafii. Szukając materiałów trafiłem nawet na wypowiedzi papieża, w których mówi, że jego czas jest ograniczony… i chyba to było punktem zwrotnym. Pamiętam, jak w 2014 gruchnęła w mediach wypowiedź papieża Franciszka, że zostały mu dwa, trzy lata. Papież, jak widzimy, ma się dobrze, ale czy nie byłoby niezłym paliwem dla teorii spiskowych, gdyby coś poważnego mu się stało w 2016 czy 17? Nie trzeba być papieżem, by wiedzieć, że dni każdego z nas są policzone, a pogodzenie się z tym jest manifestacją pokory, która w odpowiednim kontekście zostanie jednak zrozumiana jako „no, wiedział że się na niego czają, ostrzegał nas o tym, ale i tak zginął”. A gdy już coś się nam ładnie w czaszce ułoży, to potem ciężko się będzie tego pozbyć, dlatego w burzliwym związku ze swoim mózgiem pamiętaj, że nie jest takie oczywiste, kto z was dwojga sprawuje kontrolę.
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz