#6 – Travis Walton

Historia porwania Travisa Waltona uczy nas kilku ważnych rzeczy. Po pierwsze – widząc UFO, biegnij do niego, będzie fajnie. Po drugie – jeśli jesteś kosmitą i masz niewykrywalny statek, to porwij drwala, a nie prezydenta Stanów Zjednoczonych. Po trzecie… ech, może nie będę się znęcał – zapraszam do weryfikacji historii kolejnego porwania, które ukształtowało ufologię, jaką znamy dziś.

Źródła:

Zbiór dokumentów źródłowych dotyczących sprawy Waltona

Wyniki badania próbek gleby z miejsca zdarzenia

Walton i program TV Chwila prawdy

Portal Infra – Przypadek Travisa Waltona

Temat dzisiejszej historii kontynuuje przebieżkę po fundamentach dwudziestowiecznej ufologii, a jest zaproponowany przez jednego z słuchaczy. Jeśli i ty chcesz zasugerować temat do sprawdzenia, zostaw komentarz na stronie nocneradio.pl lub na Facebooku radia. A dziś na warsztat bierzemy Travisa Waltona, który twierdzi, że został porwany przez obcych. W sumie nie było go pięć dni, zaś sam akt porwania widziany był przez jego przyjaciół-drwali, gdy wspólnie pracowali w lesie. Co tam się stało? Sprawdzam. 

5 listopada 1975 roku, wówczas 22-letni Travis Walton zajmował się wycinką drzew w lesie państwowym Sitgreaves w pobliżu miejscowości Snowflake w stanie Arizona, w towarzystwie 6 znajomych po fachu. Gdy jechali ciężarówką przez las, ujrzeli obiekt w kształcie dysku, oświetlony, wydający brzęczący dźwięk, zaledwie 35 metrów od pojazdu. Travis Walton opuścił ciężarówkę i podszedł w stronę obiektu, po czym zalał go jasny płomień niebiesko-zielonego światła. Jego kumple przestraszyli się i odjechali, wrócili jednak upewniwszy się, że kosmici już odlecieli. Waltona nie było już na miejscu zdarzenia. Znalazł się po pięciu dniach, dzwoniąc z budki telefonicznej w pobliżu miejsca zdarzenia.

Sprawa była gorąca. Lokalny szeryf początkowo podejrzewał, że Walton został zamordowany przez swoich towarzyszy, którzy dopiero po jego odnalezieniu, całego i zdrowego, mogli odetchnąć z ulgą. Rozpoczęła się kampania na rzecz znalezienia twardych dowodów potwierdzających historię porwania – promień porywający Waltona budował wszak wrażenie gorąca, zaś przy zrzuceniu ze statku, kosmici nie byli szczególnie ostrożni, a Travis potłukł się przy lądowaniu. Przeszedł gruntowne badania medyczne, które nie wykazały jakichkolwiek nieprawidłowości ani ran na ciele. Na miejscu zdarzenia zaś ani policja, ani późniejsze poszukiwania prowadzone przez 50 ufo-entuzjastów, nie znalazły materialnego potwierdzenia przedstawionej historii.

Analizy próbek gleby wykazywały nieco większy poziom żelaza na miejscu zdarzenia niż w okolicy, jednakże podobno statek przecież nie dotknął gruntu. W końcu organizacja ufologiczna, Aerial Phenomena Research Organization, przeprowadza badania wariografem zarówno na Travisie, jak i pozostałych drwalach, z których ma wynikać, że wszyscy mówią prawdę, poza jednym świadkiem, co do którego wynik był niejasny. Tuż po ogłoszeniu wyników badania, Travis Walton otrzymuje nagrodę najlepszej ufo-sprawy roku od brukowca The National Enquirer w wysokości dwóch i pół tysiąca dolarów, a jego kompani po pięć stówek na głowę.

W 1978 roku Travis Walton wydał książkę opisującą jego przeżycia, która doczekała się adaptacji filmowej w 1993 o tytule „Fire in the sky”. Studio Paramount Pictures, które zakupiło prawo do historii, uznało jednak, że historia Waltona jest zbyt rozmyta i zbyt wtórna na tle innych filmowych opowieści o kosmitach, więc poprosiła scenarzystę o podkręcenie akcji, co wyszło naprawdę fantastycznie, a film robi wrażenie nawet po 25 latach od powstania. 

Sam Walton zaś prowadzi własne konferencje ufologiczne. W 16 października 2015 roku doszło jednak do ciekawego incydentu, kiedy to wziął udział w teleturnieju „Chwila prawdy”. Zabawa polegała na udzieleniu odpowiedzi na ekstremalnie osobiste, często zawstydzające pytania, zaś wariograf weryfikował, czy powiedziano prawdę. Walton zapytany, czy naprawdę został porwany przez kosmitów, odpowiedział twierdząco, jednak maszyna uznała jego odpowiedź za kłamstwo. W tym momencie szczęka Waltona opadała na ziemię szybciej niż statek kosmiczny, a on i wykrywacze kłamstw przestali być kolegami. Bohater naszej historii od tej pory nie szczędzi krytyki wobec tej metody diagnostycznej – niestety, łaska pańska na pstrym koniu jeździ.

Jak to się mogło stać? Wariograf, nazywany potocznie wykrywaczem kłamstw, nie jest wiarygodną metodą oddzielania prawdy od fałszu. Owszem, bada drobne zmiany w działaniu naszego organizmu, które mogą wskazywać na mówienie nieprawdy, jednakże wieloletnie badania nad stosowaniem wariografu pokazują, że jest to urządzenie niedoskonałe. O ile skuteczność odróżniania prawdy od kłamstwa jest mimo wszystko wyższa niż losowe zgadywanie, to wariograf, a w zasadzie jego operator – bo to człowiek interpretuje wyniki z maszyny i podejmuje się oceny – często się myli. Oprócz tego istnieją techniki i ćwiczenia, które pozwalają człowiekowi oszukać urządzenie. 

Wariograf zasługuje na osobny odcinek serii, lecz to krótkie wprowadzenie jest niezbędne, by zrozumieć konsekwencje zdarzeń, o których zaraz powiem. Philip Klass, którego możecie pamiętać z poprzedniego odcinka o porwaniu Hillów, w swojej książce Porwania UFO z 1988 roku, wykazał że Travis Walton poinstruował operatora wariografu, jakie pytania mają mu zostać zadane. W trakcie samego badania zaś, Travis wstrzymywał oddech, co jest jedną z metod oszukiwania w badaniu wariografem. Dodatkowo, Klass dotarł do innego badania Waltona wariografem, nieupublicznionego, przeprowadzanego jednak przez Jacka McCarthy, jednego z najbardziej szanowanych operatorów wariografu w Arizonie w owym czasie. Dodatkowo, miało ono miejsce przed badaniem w stowarzyszeniu ufologicznym. McCarthy zaopiniował sprawę Waltona słowami „obrzydliwe matactwo”.

Wiemy również, że Travis Walton wiedział o nagrodzie The National Enquirer. Jego rodzina była entuzjastami kosmitów, zaś matka twierdziła, że nie dziwi jej zniknięcie syna, a kontakty z obcymi w ich rodzinie są powszechne, co swoją drogą utrzymuje się do dzisiaj w relacjach kolejnych, rzekomo porwanych jednostek. Walton miał rzekomo wyskoczyć z jadącej ciężarówki i pobiec na spotkanie z kosmitami, zupełnie jakby chciał być porwany, choć później będzie się tłumaczył, że kosmici uszkodzili go swoim napędem i zabrali go na pokład, by go wyleczyć. No dobra, ale jaki interes mogli mieć jego kumple? Nagroda od National Enquirera nie była przecież gwarantowana, a i oni sami odsunęli się od historii i skupili się na własnym życiu. 

Porwanie miało miejsce 5 listopada 1975 roku, w lesie, gdzie Walton wraz z innymi drwalami wykonywali zlecenie. Jednakże byli w lesie z robotą również w przenośni – praca miała zostać ukończona do 10 listopada, na co nie mieli najmniejszych szans. Groziła im 10% kara, lecz w umowie zapisany był punkt, według którego karze nie podlegało opóźnienie z powodu działania sił wyższych. Aczkolwiek zapisując ten punkt, kontrahent miał raczej na myśli huragan albo śnieżycę, nie latający spodek, lecz cała afera, zniknięcie Waltona na dokładnie 5 dni, podczas którego teren był przeszukiwany, uniemożliwiła dalsze prace drwali.

Dlaczego więc porwanie przez UFO? Walton twierdzi wręcz, że boi się przypomnieć sobie, co działo się na pokładzie statku obcych. Mamy strzępy informacji, coś o jasnym pomieszczeniu, podobnym do szpitalnego, leżał na stole, jakby w pomieszczeniu szpitalnym, wokół których znajdowało się kilka postaci. Mierzyły mniej niż 150 cm wzrostu, miały bladą skórę, duże oczy, niewielkie nosy, usta i uszy.

Według danych udostępnionych przez MUFON, amerykańską organizację badającą zjawiska niewyjaśnione, od incydentu w Roswell w 1947, w ciągu kolejnych 30 lat, odnotowano 50 przypadków porwań przez ufo. Większość z nich przypada na rok 75 i 76, ponieważ w roku 75 wyemitowany został pierwszy film opisujący zjawisko porwania Betty i Barneya Hillów. Jak twierdzi Susan A. Clancy w swej książce „Wzięcia: dlaczego ludzie wierzą, że zostali porwani przez obcych?”, spójność historii osób twierdzących, że doświadczyły one niezwykłego kontaktu z kosmitami, wynika z tego, że opierają się na tych samych historiach, które są powszechnie znane. Za każdym razem, gdy znana już historia jest opowiadana na nowo, człowiek mający dostatecznie bujną wyobraźnię jest w stanie zmienić ją nieco, ustawiając samego siebie jako kontaktowca. Często zdobywa przy tym natychmiastową sławę. Travis Walton taką sławę zdobył.

Gwoździem do trumny historii Travisa Waltona jest Steve Pierce, jeden z drwali będących świadkiem rzekomego porwania. Zeznał on, że w dniu rzekomego porwania Walton nie pracował wcale, twierdząc że jest chory, a wieczorem Mike Rogers, kolejny drwal, przyjaciel Waltona, a później jego szwagier, zniknął na dwie godziny. Miał więc czas, by podstawić oświetlenie, które potem miało być wzięte przez pozostałych za statek obcych. Prócz tego, ruszyli swoją ciężarówką przed świtem, mimo że zwykle robili to później. W dzień jednak światła w ciemnym lesie nie byłyby tak spektakularne. Oczywiście, za kierownicą pojazdu zasiadł Mike Rogers.

Zeznania spotkały się z natychmiastową kontrą i stwierdzeniem, że Klass przekupił Pierce’a i dał mu dziesięć tysięcy dolarów. Twierdzenie to jednak wyszło z ust Mike’a Rogersa, nie samego Pierce’a, który początkowo zaprzeczył tym rewelacjom. Dziś Pierce jednak mówi jednym głosem z Waltonem, zarabiając na występowaniu na konferencjach i w filmach o ufo, i oskarża nieżyjącego już dziś Klassa o próbę wręczenia łapówki. Klass jednak nawet nie miał okazji jej wręczyć. Informacje przekazane przez Pierce’a pochodzą z rozmowy telefonicznej, której nie poprzedzała żadna inna forma kontaktu między nimi, zaś badania dokumentów, przeprowadzone przez amerykańskie stowarzyszenie filozofii, całkowicie potwierdzają wersję Klassa. 

Materiały źródłowe znajdziecie tradycyjnie na stronie odcinka. Zaznaczyć jednak muszę, że film Fire in The Sky, zainspirowany tą historią, jest naprawdę fajnym kawałkiem dobrego filmu, który nieźle znosi próbę czasu, i co zabawne – również spowodował chwilowe zwiększenie zgłoszeń spotkań z kosmitami. Tak samo Bliskie spotkania trzeciego stopnia, tak samo Znaki. Od 2008 roku jednak, po raz pierwszy od 1947, rocznie zgłaszanych jest coraz mniej incydentów ufo. I tu dochodzimy do konkluzji, która nasuwa mi się nie tylko po dzisiejszym, ale też po poprzednich dwóch odcinkach.

Ufologia jaką znamy opiera się niestety na tym, czego nie wiemy, a ufologowie wmawiają nam, że nie wiemy tego, co jednak już się udało ustalić. Oczywiście, każda z tych trzech historii była nawet dla mnie dużo bardziej magiczna nim się na poważnie za nie wziąłem. Smutna prawda jest taka, że wystarczy pominąć w entuzjastycznej książce fragment historii czy źródłowego dokumentu, by zrobić sobie duże pole do interpretacji i swoimi fantazjami wypełnić puste przestrzenie, które tak naprawdę puste nie są. Ktoś w pewnym momencie celowo przymyka oko na niewygodny dla całej historii fakt, kompilując opis historii, później zaś, z czasem historia kamienieje i sfałszowana, wbudowuje się w nasze wspomnienia.

Jako ciekawostkę, na stronie odcinka załączam link do opisu wydarzenia na portalu Infra, który entuzjastycznie podchodzi do zjawisk paranormalnych. Pozwoli ci to zaobserwować proces budowania legendy, a do własnej oceny zostawiam wam ocenę różnic między wersjami historii – tej, która została tam opisana i tej, którą dziś opowiedziałem. 

Nie ma nic złego w opowiadaniu fantastycznych historii, to wmawianie ludziom, że zdarzyły się naprawdę, jest zwykłym kłamstwem. A to strasznie głupie uczucie, gdy się okazuje, że broniliśmy czyjejś historii, a ta okazała się wyssana z palca. Trzymajcie się faktów i do usłyszenia następnym razem!

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *